Polski film „Zołza” inspirowanym życiem scenarzystki Ilony Łepkowskiej to modelowy przykład na to, jak tragiczne żniwo zbiera brak czułości rodzicielskiej i jak zbawienną rolę odgrywa w relacjach umiejętność przebaczania. Słowem – prosta komedia o fundamentalnych prawdach.
Nie jest to kino ani ambitne, ani błyskotliwe, ani odkrywcze. Nie jest to nawet dobra komedia, bo potencjał dzieła skutecznie zabija sztampa. Ale o dziwo, przekaz nie traci na sile. Nie osłabia go mająca śmieszyć „babcina” czapeczka z kwiatuszkiem na głowie bizneswoman ani sceny prześladowania bohaterki przez fikcyjne postaci z produkowanego przez nią serialu. Zakłócany przez pozostawiającą wiele do życzenia filmową formą morał wybija bardzo mocno – proces naprawy siebie trzeba zacząć od wybaczenia innym. Warto zacząć od najbliższych.
Czytaj także: Łódzki teatr jak gabinet dla transseksualistów?
Anna Sobańska (Małgorzata Kożuchowska) spełnia wszystkie kryteria zołzy. Nastawiona na karierę poniża pracowników, zamawia w restauracji dania dla całej rodziny nie pytając nikogo o zdanie. Kpi z prostego chłopaka swojej córki, bo nie pasuje on do jej stylowego domu i luksusowego życia. Do tego robi wyrzuty mężowi (Artur Żmijewski), bo to na jej głowie jest zarabianie pieniędzy na funkcjonowanie w tym wysokim standardzie. Ignoruje przy tym fakt, że to ona wyśrubowała ten standard traktując go jako wyznacznik szczęścia. Piękny samochód i wygodny dom z ogrodem mają być gwarantem dobrego życia. Problem w tym, że to tylko jej punkt widzenia jakże przeciwny do odczuć jej męża i dwojga dzieci. Dorastająca córka wykrzykuje jej w twarz, że jest „pieprzonym robotem”.
I jak to w życiu bywa, dopiero, gdy życie bohaterki legnie w gruzach, będzie musiała na nowych zasadach zbudować relacje zaczynając od zbudowania samej siebie. Nie ma to jednak żadnych szans na powodzenie, dopóki Anna nie uświadomi sobie, jaka jest przyczyna jej destrukcyjnego zachowania. Przyjdzie bowiem moment, w którym wykrzyczy do ojca „jestem potworem po Tobie”. A potem pozostanie już droga wzajemnego wybaczenia i gruntownej przebudowy listy priorytetów. Anna przejdzie długą drogę zanim zrozumie samą siebie i swoje potrzeby. Poczucie szczęścia i spełnienia jest najbliższe, jak okazuje się przy rodzinnym, wielopokoleniowym stole. A „Zołza” może się okazać filmem wręcz poradnikowym dla młodych kobiet zagubionych w labiryncie oczekiwań. Feministki zwykły mówić o „sztywnym gorsecie społecznych oczekiwań wobec kobiet”, wskazując na tradycyjny model rodziny i opieki nad dziećmi. Czas zacząć mówić głośno o „sztywnym gorsecie oczekiwań wobec kobiet” kreowanych przez korpo-świat. I tu film „Zołza” staje się mocnym głosem w obronie rodziny.
Sylwia Kołodyńska