W tej historii jest wszystko. I jak na dłoni widoczna geneza homoseksualnych skłonności i wewnętrzny świat zmagań takich osób i stopniowa droga z cudowną Bożą pomocą wychodzenia krok za krokiem z totalnego życiowego bałaganu, w tym zaburzeń psychiatrycznych. Jest to także opowieść o dominującej społecznej narracji i niesłusznych stereotypach. Elizabeth Woning – córka feministki z USA, była lesbijka, dziś pastor i szczęśliwa żona od 16 lat – opowiada o tym, jak z agresywnej motocyklistki, odkrywając z Bogiem swoją kobiecość doszła do punktu, gdzie stworzyła bezpieczną przystań dla osób takich, jak ona. Dziś przewodzi inicjatywom dla byłych osób LGBT, dla których stała się mentorem. Jak wygląda życie byłej lesbijki?
Kiedy dorastała w latach 70-tych i 80-tych do końca szkoły średniej nie słyszała o lesbijkach. Dziś jest zupełnie inaczej. W wywiadzie wspomina, że była molestowana w wieku 4-5 lat, to dość typowy wątek, w historii osób takich jak ona. Jej zdaniem, to wydarzenie zapoczątkowało u niej odłączenie od płci i wkroczenie na ścieżkę wewnętrznego chowania się. Analizowała bardzo szczegółowo nie tylko swoje życie i dziś wie, że początek skłonności homoseksualnych najczęściej sięga dzieciństwa i problemów rozwojowych, niekoniecznie zawsze traumy.
Najbardziej istotne są: percepcja dziecka, relacje, lata doświadczeń – które zmieniają postrzeganie siebie, istnieją także wątki biologiczne. Elisabeth dostrzegła u siebie problemy w zakresie przywiązania do matki-feministki. „Czułam się odrzucona, bo moja matka nie wiedziała, jak nawiązać ze mną więź”. U kobiet takich jak ona, problemy sięgają czasem kilku pokoleń wstecz. „Nawet nie czułam, że przynależę gdzieś, molestowanie sprawiło, że przestałam się czuć bezpiecznie, moi bracia reprezentowali w moich oczach bezpieczeństwo”. „Choć moja rodzina nie była dysfunkcjonalna, nie było rozwodu, rodzice byli dobrze wykształceni” – wspomina. „Sukienka była dla mnie dziwaczna. Umawianie się z mężczyznami było dla mnie przerażające”. Wtedy nie umiała jeszcze tego nazwać. Już wtedy od czasu do czasu miała depresje.
W kościele prezbiteriańskim, gdzie dorastała, spotkała osobę podobną do siebie. „Zobaczyła mnie, rozumiała, pokochała i to właśnie ona wprowadziła mnie w świat lesbijek, m.in. przez lektury”. Mimo to wkrótce poślubiła mężczyznę. Po około 2 latach zapadła się w siebie, miała ciężką depresję. Gdy leżała w szpitalu, starała się siebie zrozumieć, i postawiła sobie diagnozę, że była lesbijką. Wkrótce porzuciła męża, zrobiła coming out. Żyła jakiś czas w we wspólnocie LGBT w Chicago. Wreszcie doświadczała poczucia przynależności i akceptacji, której nigdy wcześniej nie znała, to był nowy świat, w którym zanurkowała. „Kupiłam sobie motocykl, ale emocjonalnie załamywałam się w środku” – mówi. Chodziło o jej zdrowie psychiczne – do 29 r.ż. przeżyła wielokrotne hospitalizacje psychiatryczne do tego stopnia, że nie była w stanie prowadzić samodzielnie życia i rodzice zabrali ją do domu. Musiała ze względu na odległość rozstać się z partnerką. Rodzice zaakceptowali jej homoseksualne skłonności. Rok zajęło jej ustabilizowanie stanu psychicznego. odwiedzała psychiatrów i psychologów. Około 2000 roku powiedziała do pastora, że musi wrócić mentalnie do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło. Po coming oucie w kościele, zaczęła studiowanie upragnionej teologii – gdzie było kilku takich studentów jak ona. Tu była wspierana w tożsamości LGBT. Nadal brała liczne medykamenty oddziałujące na psychikę: antydepresanty, leki antylękowe, antypsychotyczne, środki nasenne.
Gejowska społeczność, „Gay theology” i „psychiatryk”
Skrycie marzyła, że może podczas studiów w seminarium Bóg zadziała i zostanie od tego uwolniona. W tym progresywnym seminarium jednak zaczęła tracić, czy raczej dekonstruować swoją wiarę – a w miejsce tajemnic Bożych wkładać feminizm, liberalną teologię, a nawet tzw. gay theology. W tym czasie lobbowała na rzecz małżeństw LGBT i otwartej ordynacji takich osób w kościele. To kim Bóg jest, zamieniała w tzw. społeczną sprawiedliwość (ang. social justice). Jeszcze w czasie studiów teologicznych, zaczęła też posługę duchową w społeczności gejowskiej, przecież skoro, jak fałszywie tam uważano, jest to wrodzone, to Bóg sam ukształtował ich w ten sposób. „Dlatego to nie my się zmienimy, ale musimy zmienić kościół, aby ewangelia dosięgła tę społeczność” – myślała wówczas. „Bóg jednak ma swoją wizję seksualności, i to nie ona ma się zmienić, lecz my” – twierdzi dziś. „Chociaż nasze serce było wówczas w zgodzie z tym co wierzyliśmy, Boga tam jednak nie było. Skończyło się to wszystko kolejną miesięczną hospitalizacją w szpitalu psychiatrycznym” – mówi. W tym czasie otrzymała wprawdzie magistra teologii, ale bez możliwości ordynowania – co ją załamało, załamały się jej życiowe marzenia. Postanowiła więc zmienić otoczenie i przeprowadziła się z Chicago do babci, na wieś. Babcia będąc osobą w demencji potrzebowała pomocy. Podobnie jak mama była kiedyś kobietą niezwykle dynamiczną i w swoich czasach „wyzwoloną”. W tamtym czasie nadal ubierała się po męsku, nie chciała być mężczyzną, ale nie chciała/bała się, nie wiedziała, jak być kobietą.
W tym czasie zaproszono ją na spotkanie młodzieżowe do pewnego kościoła, gdzie panowała atmosfera przepełniona Duchem św. Nigdy nie widziała takich zjawisk, jak np., mówienie językami, czuła się tu bardzo niekomfortowo, była nawet przestraszona. I w tej atmosferze podszedł do niej nieznany jej 17 latek, który oświadczył: „mam chyba słowo dla Ciebie od Pana”. I to była wstrząsające, bardzo osobiste doświadczenie, odpowiedź na jej modlitwy. Wtedy nagle zrozumiała, że pomimo ukończenia teologii „Nie miała pojęcia, kim jest Bóg”. Zaczęła z zapałem podkreślać w Biblii miejsca, gdzie Bóg objawia siebie. Chodziło jej o spotkanie z żywą prawdą. „Jeśli Bóg jest dostępny, to kim on jest?” – pytała wówczas samą siebie. „A jakie są implikacje Boga, który jest dostępny, realny?” To był początek totalnej przemiany jej życia, punkt zwrotny. To stąd płynęła dla niej nowa nadzieja, bo jej życiem jak dotąd kierował wówczas grafik, który pomagał jej zachować kontrolę w psychotycznych epizodach.
W efekcie podkreślenia w Biblii tych wszystkich fragmentów, gdzie Bóg objawia siebie, otrzymała obraz, „o tym, jak wiele razy wierność, prawda, miłosierdzie, współczucie, przepełniona miłością dobroć jest wspominana ciągle i ciągle na nowo… łaskawość Boga, pocieszenie płynące z jego obecności, piękno jego zamiarów dla naszego życia” – wymienia jednym tchem. „Jeśli mogę mieć łączność, komunię z takim Bogiem, to mogę być odkupiona, uwolniona do niemożności kontaktów i relacji z innymi ludźmi, jakich pragnęłam…uwolniona od tego emocjonalnego zaplątania z kobietami, w którym tkwiłam…także odkupiona w moim poczuciu bezpieczeństwa, poczucia wartości jako kobieta. Mogłam zyskać cel i znaczenie dla mojego życia.(…) nie mogłam zaryzykować tu kompromisu, to była po prostu jedyna droga” – wyznaje. Wskoczyła więc na wysoki poziom zaufania.
Choć był to jedynie wąski promień nadziei, nie chciała go stracić. „Nie chodziło tu o lesbianizm, wtedy Bóg nie mówił do mnie na temat mojej seksualności, tu chodziło o nadzieję na niesamowitą przyszłość i kompletne samospełnienie w obecności wielkodusznego Boga. (…) To wtedy zaczęłam doświadczać jego obecności. Przyjęłam więc zaproszenie od Boga, aby szukać Go poza tym, czego sama mogłam doświadczyć samodzielnie. Zaczęłam więc chodzić do najbardziej świętych kościołów zielonoświątkowych, jakie mogłam tylko znaleźć. (…) Szukałam, gdzie tylko mogłam, aby zobaczyć Boga, który się porusza, poza moim życiem doświadczanym tylko w moich myślach”. Chciała po prostu widzieć, Boga, który jest żywy. Zaczęła nawet chodzić na grupy dziecięce, gdzie nauczano, jak usłyszeć Boży głos. I po roku takich poszukiwań zaczęła sama słyszeć Boga i komunikować się z Nim. Przeczytała też całą Biblię.
Kiedy zaczęła widzieć Boga w Jego Słowie, zaczęła też dostrzegać siebie. Jak mówił Kalwin, możesz jasno zobaczyć siebie, dopiero gdy zobaczysz Boga. „Zaczęłam się uczyć kim jestem spędzając czas w Bożej obecności. Zaczęłam też sobie zadawać pytania, dlaczego czuję się odłączona od mojej kobiecości? (…) Gdzie leży ta linia podziału?”- pytała. ”Dlaczego to odrzucam? Gdzie jest lesbianizm w Biblii?”. Te poszukiwania doprowadziły ją do kryzysu egzystencjalnego. Nie wiedziała, co to znaczy być kobietą. Nie wiedziała także nawet, jak stworzyć znaczącą relacje z mężczyznami. Wiedziała jednak jedno, bez względu na koszty, skutki, jakie by to przyniosło była to dla niej jedyna droga, której nie chciała zaryzykować.
Początek nowej drogi
„Pokutowałam z lesbianizmu i przyrzeczeń, które popełniłam w życiu przeciwko Duchowi św.” – mówi. Od tego momentu zaczęło się jej emocjonalne zdrowienie. „Niedługo potem [w 2005 roku – przyp. red.] poślubiłam swojego obecnego męża [ma na imię Doug]. Nie byłam wówczas zupełnie wolna od uczuć lesbijskich i dziś nie poleciłabym innym tego jako wzorca” – mówi Elisabeth, ale to była jej droga i decyzja podjęta po konsultacjach w kościele. Znacząco poprawiało się jej zdrowie psychiczne: „W 2007 roku, po poście 40-dniowym ustąpiły zupełnie moje mentalne problemy, ale już dużo wcześniej, od 2003 roku stopniowo nie potrzebowałam kolejnych porcji leków psychiatrycznych. (…) Od tamtego czasu już nigdy nie potrzebowałam żadnego leku na chorobę dwubiegunową. Po raz pierwszy w życiu odczuła przyjemność w Bożej obecności.
Krok za krokiem kolejne sukcesy
Jej podróż trwała nadal. „W następnych latach zajęłam się tematem, co to znaczy być kobietą, jak to jest?” – pytała samą siebie. Czy to wewnętrzne przysięgi, które podjęła przywiodły ją do tego miejsca odrzucenia kobiecości? Opowiada także o tym, jak w intymności ze swoim mężem, przepracowywała wiele traum pochodzących z molestowania. W pierwszym małżeństwie takie chwile sprawiały, że była nieobecna. Jako małżonkowie obydwoje zaprosili Boga do sfery seksualności. To zadziało, choć dziś nie poleca tej metody leczenia traum, jako uniwersalnej. W 2013 roku przeprowadziła się ze swoim obecnym mężem do Reading, w jej życiu działo się o wiele lepiej, ale wciąż nie czuła się do końca zintegrowana wewnętrznie. Najgorszy scenariusz to konferencje kobiece.
Gdy była kiedyś na jednej z nich zadzwoniła nawet do męża i powiedziała, aby jak najszybciej ją stamtąd zabrał. Mówi, że czuła się tu potępiona, choć przecież nikt jej tu nie potępiał i dodaje:. „Podobnie, jak wiele osób LGBT przychodzi do kościoła i czuje potępienie, choć nic takiego się nie dzieje, to wewnętrzny konflikt”. Zaczęła, więc pracować i nad tą dziedziną. „Co to znaczy być kobietą („What is a woman”?)” – pytała, „Co kobiety robią, jak się zachowują?”. Wciąż odrzucała wówczas myśl o dziecku. Nie przychodziło jej to na myśl aż do czasu, gdy była po 40-tce. Wtedy, około roku 2015 poczuła tęsknotę za posiadaniem dziecka. Nie zdecydowała się jednak na to, że względu na wiek, ale do tej pory odczuwa to jako stratę w swoim życiu. Choć teraz jest dla wielu osób duchową matką. Podkreśla, że w dzisiejszej kulturze, która wręcz zachęca kobiety jedynie do samorealizacji w pracy, gdzie kobiecość nie oznacza koniecznie bycie żoną czy matką, to strata, duchowa i społeczna strata.
„Pan, chciał, abym zrobiła sobie kiedyś wycieczkę do Chicago, gdzie mieszkałam” – mówi dalej w wywiadzie. Zatrzymywała się tu, gdzie wcześniej często spędzała czas, podchodziła nawet do sklepów z erotycznymi gadżetami i po prostu nasłuchiwała Pana. „I On zadawał mi pytania, czego tu szukałam?, na jakie potrzeby te rzeczy były odpowiedzią?. (…) Poszłam też do księgarni feministycznej, gdzie bywałam bardzo często.(..) Podnosiłam to, co podnosiłam w młodości: lesbiańskie porno, lesbijskie magazyny, książki feministyczne”. Gdy trzymała w dłoniach pakiet tego typu książek, poczuła jakby Bóg zachęcał ją, aby spojrzała do tyłu na kasjerkę. I usłyszała pytanie. „Czy umawiałabyś się wówczas z nią? Odpowiedziałam, o tak, wygląda dość miło. A Pan powiedział do mnie: ‘O tak? To opisz mi ją?’ Więc zaczęłam opisywać: ma krótkie włosy, wygląda na intelektualistkę, jest prostolinijna, wygląda na wysportowaną. Tu Pan powiedział, a opisz teraz siebie. [śmiech]: krótkie włosy, intelektualistka, prostolinijna, wygimnastykowana. – Tak?! W tamtym okresie życia kobiety, z którymi się umawiałaś, wyglądały jak ty, ponieważ desperacko pragnęłaś pokochać siebie, ale nie byłaś do tego zdolna. Więc wybierałaś takie kobiety, bo miałaś tak dużo samo nienawiści.”
Tamto doświadczenie było dla niej kluczowe i rozbiło i odtajniło jej wewnętrzny świat lesbianizmu. Dziś Elisabeth nie nazywa uczuć lesbijskich dysfunkcją, czy chorobą, był to raczej, jej zdaniem znaczący sposób, aby odpowiedzieć na swoje znaczące potrzeby – twierdzi.
Boża psychoterapia…
„Gdybym miała streścić jeszcze raz tę drogę, to wszystko zaczęło się od chęci komunikacji i znalezienia wspólnego języka z Bogiem”- mówi Elisabeth. Gdy poznała, kim jest Bóg, wtedy otrzymała jakby dostęp do samej siebie, poznała siebie. W dialogu z Bogiem zaczęła pytać go o swoje własne uczucia. O tę skłonność do innych kobiet, która wcale nie zaczynała się od seksualnego pożądania, ale od pociągu do innej kobiety, która już kiedyś była dla niej nienaturalna. Zaczęła pytać Boga, dlaczego to czuje?, skąd to się wzięło?, co to znaczy kobiecość, czy lesbianizm? Jak zapełnić tę potrzebę? skąd ona się bierze? Wtedy zauważyła, że szuka w kobietach troski, bo sama nie czuje się bezpiecznie, to uruchamiało się np. w momentach porównywania się, niepewności. Zaczęła przyglądać się także swojej wizji kobiecości. „Co tu jest stereotypem, a co jest moją percepcją?” Przecież patrząc z biologicznej perspektywy, nie mam możliwości doświadczyć męskości, to niemożliwe! Aż do poziomu komórkowego, jestem kobietą” – mówi. „Całe moje ciało jest zbudowane wokół systemu reprodukcji”. Kiedy kobieta ubiera się po męsku, to jest jej percepcja tego, czym jest męskość, która rodzi się ze stereotypów. Na przykład „Nikt w grupie kobiet nigdy nie mówił mi, jakie to ma znaczenie, kiedy robi się make-up, po co się to robi” – przyznaje Elisabeth.
Kiedyś, jak mówi, była agresywną motocyklistką – ale to wszystko łączyło się z lesbianizmem, chciałam być dominująca.
Bezpieczna przystań dla osób LGBT
”Dziś tak niewiele osób LGBT, jest zachęcanych, aby iść tą drogą [co ja], bo tematyka LGBT jest współcześnie tak bardzo obciążona emocjonalnie, politycznie, duchowo. Nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie tacy ludzie usiądą i powiedzą sobie, OK, zajmijmy się tym na spokojnie, sprawdźmy to, odkręćmy to [dosłownie sprujmy ten sweter]. Bez presji typu: od dziś już nie będziesz miał więcej skłonności homoseksualnych lub jeśli jeszcze raz będziesz miał tę skłonność, to będziesz niezbawiony. Ten proces trwał u mnie lata, ale Bóg nigdy nie włożył na mnie presji, że będziesz zaakceptowana tylko jeśli nie będziesz już nigdy miała tych uczuć [raczej] ,,Widzę twoje całe życie, zawsze cię znałem i pozwól, że pomogę ci zobaczyć to, co aktualnie dzieje się w twoim życiu i jak stałaś się osobą, którą dzisiaj jesteś. To raczej proces odkrywania, kim jesteś dziś i kim się stajesz” „To jest to miejsce, które staram się stworzyć dla osób LGBT dzisiaj. (…) gdzie możesz być autentyczny, zaakceptowany, w społeczności chrześcijańskiej (…) To dziś możemy doświadczyć Królestwa Bożego, co nie znaczy, że dziś dokona się cała transformacja.” Moment szukania Boga, bez względu na koszty był dla niej momentem przełomowym. „To dla tej sprawy położyłam na szali swoje życie”.
„Konserwatywne chrześcijaństwo w Ameryce ulegnie aktywizmowi tożsamości seksualnej, chyba że obejmie tych, którzy opuszczają subkulturę LGBTQ. Osoby podążające za Chrystusem z subkultury LGBTQ potrzebują kościołów, które są ośrodkami schronienia” – pisze na łamach portalu STREAM.
Agnieszka Marianowicz-Szczygieł
Elisabeth Woning dziś jest licencjonowanym pastorem w Bethel Church w Redding, w Kalifornii. Współzakładała dwie organizacje: Equipped to Love pomagającą osobom doświadczającym niechcianych skłonności homoseksualnych oraz Changed – ruch osób które opuściły subkulturę i tożsamość LGBT. Naucza także na temat chrześcijańskiej wizji seksualności – jak czytamy na jej osobistej stronie: elizabethwoning.com.
CZYTAJ TAKŻE: Homoseksualizm na sądzie Bożym. Świadectwo geja, który przeżył śmierć kliniczną!