W drugim tygodniu wyświetlania filmu „Znachor” Michała Gazdy produkcja jest najchętniej oglądaną pozycją w kraju na platformie Netfliks. Co ciekawe, jest na drugiej pozycji ogólnie wśród filmów nieanglojęzycznych tej platformy. Nowa wersja ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza ma już 10,5 mln odsłon, a jego największą siłą jest prorodzinny wątek opowieści.
Film jest sprawnie zrealizowany. Znakomite kreacje aktorskie, dobre tempo opowieści trzymające w napięciu widza przez blisko 2,5 godziny i poruszająca historia nie pozostawiająca widza w obojętności, mimo niecodziennego przecież tematu produkcji. Jak pamiętamy bowiem, uznany chirurg prof. Rafał Wilczur traci wszystko, gdy ulega wypadkowi wywołującego u niego amnezję.
W jego życiu zmienia się dosłownie wszystko, ale pozostają w nim umiejętności ratowania ludzkiego życia i posługiwania się chirurgicznymi narzędziami. Prowadząc jednak tryb życia włóczęgi mężczyzna, nie wiedzący o swoich zawodowych dyplomach potwierdzających wykształcenie, uznany zostaje znachorem. Choć prawo nie pozwala na takie praktyki, mężczyzna przyjmuje w szopie kolejnych chorych, lecząc ich dolegliwości, a nie rzadko, ratując życie. Ma za sobą całą, wdzięczną mu, społeczność. Czy to jednak wystarczy, by uniknął kary więzienia?
Siłą powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza z 1937 r. jest wątek relacji ojca i córki. W kreacjach Leszka Lichoty (prof. Rafał Wilczur) i Marii Kowalskiej (Marysia Wilczur) relacja ta jest pięknie oddana. Oboje nie wiedzą o swoim istnieniu, a jednak siła naturalnej miłości i coś, co umownie nazwalibyśmy więzami krwi, jest nie do przezwyciężenia. Można powiedzieć, że to nieuświadomione przecież, instynktowne uczucie, ratuje ich świat i ich samych.
Niemiecki pisarz Wilhelm Raabe odznaczający się głęboką wrażliwością na cierpienie ludzi powiedział kiedyś, że „żadna mądrość, której możemy nauczyć się na ziemi, nie da nam tego, co słowo i spojrzenie ojca”. „Znachor” Gazdy jest tego filmową ilustracją.
Sylwia Kołodyńska