Lektury domowe: Długa historia narodowych zdrad. Z czego wynikała służalczość elit wobec zaborców?

„My decydujemy się nie tylko na przymierze z Francyą, ale na (…) wcielenie (incorporationem) Królestwa Polskiego do Królestwa Francuskiego; niech tylko Jego Najjaśn. Arcy-Chrześcijańska Mość (czyli Ludwik XIV – przyp. red.) raczy przyjąć rządy tak rozległego królestwa, albo sam bezpośrednio (per se), albo przez wicekróla. Przeklinamy niepotrzebne prawa nasze, znosimy szkodliwe zwyczaje. Chcemy żyć w ojczyźnie naszej podług wolności francuskiej. Oto cośmy z przyjaciółmi zbadali, pomiędzy sobą ułożyli i postanowili i za dobre uznali” – to ujmująco szczere wyznanie umieścił w liście do francuskiego ambasadora starosta radomski Piotr Kochanowski w roku 1672.

Pisał te słowa w momencie, gdy po moskiewsko-kozacko-szwedzko-brandenburskim oraz siedmiogrodzkim „potopie” do granic naszej Ojczyzny zbliżała się armia najeźdźców z Turcji. Dlaczego dawny student w Orleanie, porzuciwszy stronników króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, przystał do malkontentów, czyli opozycji wobec króla “Piasta”, która przez wiele lat zabiegała na dworze króla Francji, aby przysłał Polakom francuskiego króla? Co było źródłem tej służalczej wobec obcych dworów postawy niemałej części elity Rzeczypospolitej w XVII wieku? Na te oraz inne ważne pytania dotyczące naszej przeszłości i teraźniejszości odpowiada prof. Andrzej Nowak w kolejnym, tym razem szóstym tomie cyklu „Dzieje Polski”, obejmującym czasy “potopu” w latach 1632-1673.

Ważna wiadomość dla tych, którzy jeszcze nie czytali żadnego z poprzednich tomów, jest taka, że nie są to książki dla specjalistów, pisane hermetycznym językiem naukowym, lecz dzieła popularyzujące najnowsze ustalenia historyków w zakresie dziejów Polski; pisane z autentycznym talentem literackim i pasją człowieka, który uparcie dąży do wyjaśnienia rzeczywistych przyczyn i prawdziwych skutków zdarzeń historycznych. Najnowszy tom nosi podtytuł “Potop i ogień”, co oznacza, że jest to szczególnie interesująca lektura dla tych, którzy czytali „Potop” Henryka Sienkiewicza, ponieważ w ten sposób będą mieli okazję, aby poznać całą panoramę zdarzeń historycznych z tej epoki, odkrywając całkowicie nieznane im epizody lub weryfikując miejscami narrację naszego noblisty. Dla tych, którzy nie znają „Trylogii”, lektura prof. Nowaka może być z kolei zachętą do sięgnięcia po powieść, która od ponad stulecia kształtuje nasze imaginarium historyczne i naszą patriotyczną wrażliwość.

CZYTAJ TAKŻE: Lektury domowe: “Historia Polski” prof. Roszkowskiego. Dawka rzetelnej wiedzy

Gdy własny rząd uznasz za największego wroga…

Jednak nowy tom „Dziejów Polski” nie jest tylko opowieścią o jednym z najtragiczniejszych rozdziałów historii pierwszej Rzeczypospolitej. Autor nie zadowala się jedynie prezentowaniem obrazu zdarzeń, lecz równocześnie szuka odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn upadku państwa oraz haniebnej kolaboracji znacznej części naszej elity z wrogami, którzy pustoszyli naszą Ojczyznę przez blisko ćwierć wieku. W tym czasie rabunkowy najazd szwedzki nie był jedynym problemem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, bo ekspansja militarna państwa moskiewskiego, ataki Brandenburczyków i zagonów z Siedmiogrodu oraz powstania kozackie nieustannie pustoszyły ziemie polskie w tej epoce.

Haniebna kapitulacja przed królem Szwecji wojsk wielkopolskich pod Ujściem jest dziś zapewne mniej znana niż ta braci Radziwiłłów, opisana przez Sienkiewicza na kartach Potopu. Nie zmienia to faktu, że w obu tych przypadkach oraz wielu podobnych sytuacjach w innych prowincjach Rzeczypospolitej ludzie, na których ciążył obowiązek obrony kraju, złożyli broń bez walki. Po części było to zwykłe tchórzostwo, chęć uniknięcia później prześladowań tych, którzy walczą z najeźdźcą w obronie Ojczyzny. Jednak, jak pokazuje autor omawianej tu książki, postawa wynikała także z tego, że magnaci, z Krzysztofem Opalińskim na czele, uważali, iż ich własny król i rząd są większymi wrogami niż ktokolwiek, kto przychodzi z zewnątrz, a pomoże obalić niechcianą władzę suwerennego państwa. Krzysztof Opaliński skapitulował, bo bardziej nienawidził króla Polski niż najeźdźców. Tak samo jak Radziwiłłowie i inni możni panowie. Obrażeni na dwór królewski nie wysyłali wojska na pomoc, kiedy był jeszcze na to czas. Egoizm regionalny i pycha magnacka sprowadziły katastrofę.

Okazało się wówczas, że w imię swoiście pojętej wolności własnej i własnego interesu można sprzymierzyć się nawet z wrogiem. Walka o władzę i pieniądze z dworem królewskim doprowadziła do paraliżu państwa, a żadna ze stron nie mogła przeważyć szali zwycięstwa na swoją korzyść. Zachęceni tą sytuacją wrogowie przystąpili do ataku z kilku kierunków równocześnie. Wtedy po raz pierwszy tak wyraźnie ujawniła się postawa niewiary, zwątpienia we własne państwo i możliwość jego suwerennego bytu. Przez pewien czas na wschodzie wojska moskiewskie, a na zachodzie i północy szwedzkie przejmowały ziemie polskie bez większego oporu. Król Jan Kazimierz, osamotniony, musiał szukać schronienia poza granicami kraju. Poddanie się władzy króla Szwecji uznawano za mniejsze zło. W tym gronie tzw. realistów politycznych znalazł się m.in. Jan Sobieski, późniejszy Król Polski.

CZYTAJ TAKŻE: “Nie mieliśmy państwa, a wygraliśmy wojnę”. Prof. J. Żaryn o kulisach odzyskania niepodległości

Otrzeźwienie i brak rozliczeń

A jednak mimo to przyszło otrzeźwienie i pośród szlachty zawiązały się konfederacje, które były zaczynem ruchu oporu. Z biegiem czasu zmienił się on w pierwsze narodowe powstanie przeciw szwedzkiemu najeźdźcy. Obrona Jasnej Góry zapoczątkowała przełom w sytuacji militarnej. Wielkopolska szlachta ruszyła do walki, aby krwią zmazać piętno hańby kapitulacji spod Ujścia, a tacy rycerze jak Krzysztof Rzegocki i Mikołaj Skrzetuski (uwieczniony na kartach “Trylogii” jako Jan Skrzetuski) przywrócili dobre imię wojskom wielkopolskim. Polacy jednak wygrali pierwsze narodowe powstanie w obronie niepodległości. Odwojowaliśmy większość terytorium, mimo utraty wiary przez część elity narodowej, dzięki temu, że inni nie zawiedli w tych ponurych czasach wojny na kilku frontach, z kilkoma wrogami jednocześnie. Ta historia to nie tylko kronika zdrady narodowej, ale jednocześnie przesłanie nadziei, która wynika z wiary w siebie i w posłannictwo wspólnoty, która podziela te same wartości.

Andrzej Nowak zwraca przy tym uwagę, że podstawą owej wiary we wspólnotę jest poczucie sprawiedliwości, które wynika z uznawania konieczności wymierzania sprawiedliwości. Ale po zwycięstwie nad Szwedami nasi zdrajcy z czasów potopu nie zostali osądzeni i nie ponieśli żadnej kary. Co gorsza, niektórzy robili później kariery bez żadnych przeszkód. I to pozostało w pamięci rodaków jako zły przykład. Jako przyzwolenie na zdradę interesów swojego państwa i swoich współobywateli. Zdaniem autora fakt ten kładzie się cieniem na dalszych losach Rzeczpospolitej w XVIII wieku, by na końcu, w 1793 r., zaowocować podczas obrad Sejmu w Grodnie, gdzie posłowie wyrazili zgodę na rozbiory, na likwidację własnego państwa.

Spustoszenie większe niż w światowych wojnach

Profesor Nowak wskazuje także na fakt, że ogromne znaczenie dla sposobu myślenia elit w XVII wieku miała katastrofalna klęska cywilizacyjna, jaką przyniosły kolejne wojny w latach 1632-1673. Polska została wówczas bardziej zniszczona, niż w trakcie pierwszej i drugiej wojny razem wziętych. Zginęło więcej ludzi i większe były zniszczenia materialne – jedna trzecia ludności zginęła lub zmarła wskutek zarazy. Niemal każda miejscowość została choćby częściowo zniszczona, a system gospodarczy praktycznie przestał funkcjonować. Masowa eksterminacja ludności cywilnej, czystki etniczne oraz masowe uprowadzenia ludzi na tereny innych państw doprowadziły do zapaści demograficznej. Straty materialne i grabież dóbr kultury nie dadzą się oszacować.

Staliśmy się biednym i mocno osłabionym państwem. To również przyczyniło się do narastania w środowiskach elity państwa nastrojów zwątpienia w przyszłość Rzeczypospolitej. Skoro nie umieliśmy obronić swego państwa, nadeszła chwila zwątpienia we własne siły. A to zwątpienie czasami prowadzi aż do zdrady. Skoro jesteśmy zbyt słabi, to musimy się zmienić, musimy stworzyć siebie inaczej, na nowo. Zerwać z tradycją i przeszłością, szukając nowych wzorców. Prof. Nowak przytacza słowa Adama Mickiewicza, który 100 lat później pisał: “zapieramy się wiary ojczystej, przeszłości ojczystej, usiłujemy oczernić dzieje, obyczaje polskie, zniesławić charakter narodowy”.

CZYTAJ TAKŻE: “Lektury domowe”: Duchowe przeżycie Narodzenia Pańskiego? Spędź ten czas z Mickiewiczem!

Fatalne alternatywy

Powyższy sposób myślenia pojawił się już w latach 60-tych XVII wieku. Po raz pierwszy, lecz nie ostatni, w ramach tworzącej się opozycji przeciw nowemu królowi Michałowi Wiśniowieckiemu. Powstała wówczas tzw. partia francuska, dla której jedynym rozwiązaniem słabości naszego państwa miała być detronizacja polskiego władcy i osadzenie na tronie francuskiego księcia wbrew woli szlacheckiej większości. W ten sposób ujawniły się skutki militarnych porażek oraz bezkarności zdrajców z czasów potopu.

Prezentowany przez prof. Nowaka opis epoki potopu ujawnia prawdę zaskakującą, że oto nie w czasach oświecenia, ale już w połowie XVII w. pojawia się to zjawisko odrzucenia przez część elit dotychczasowej narodowej tradycji, modelu życia społecznego, instytucji i obyczajów; uznania, że już się one nie sprawdzają, że nie wystarczają nam dzisiaj. Dla części tej pożądany staje się model zachodni jako lepszy i skuteczniejszy. W tym wypadku: obowiązujący na dworze Ludwika XIV, który zbudował oparte na absolutyzmie państwo, będące pierwszą potęgą w Europie. Wystarczy więc dołączyć do najlepszych.

Andrzej Nowak zwraca uwagę, że po raz pierwszy u części elity państwa rodzi się w tym czasie fatalna alternatywa: albo modernizacja, czyli odrzucenie złego dziedzictwa Rzeczypospolitej i pójście za każdą dyrektywą, jaka nadejdzie z krajów bardziej oświeconych, albo trwanie przy “mrzonkach” o wielkiej Polsce z jakąś historyczną misją w Europie Wschodniej. W owym czasie nie chodziło już tylko o geopolityczną podległość, ale o przekonanie, że tam, w Paryżu, objawił się jedynie słuszny model do naśladowania również w sposobie życia i w obyczajach. Że tam jest rozwój i przyszłość, a tu, czyli w starej Rzeczypospolitej, przeszłość, zastój, by nie powiedzieć (choć słowa tego jeszcze nie używano) “zacofanie”. Był to między innymi efekt swoistego transferu kulturowego, który w najlepszej wierze organizowała małżonka króla Jana Kazimierza Ludwika Maria Gonzaga. Identyfikacja z własnym narodem i jego kulturą stopniowo słabła, a wzorce francuskie i w szerszym tego słowa znaczeniu – zachodnie stały się synonimem prestiżu.

Tak rozwinął się stopniowo długotrwały, a zarazem fatalny dla państwa konflikt między swojskością a cudzoziemszczyzną w chwili, gdy rozpoczynała się niekorzystna zmiana położenia geopolitycznego Rzeczypospolitej. Tak oto zdrada będzie od tej chwili motywowana utratą wiary we własny naród i nadziei na dobrą przyszłość dla własnego państwa bez łaski ze strony obcego rządu i cudzej potęgi. W XVIII wieku ambasadę francuską zastąpi już ambasada rosyjska, dyktująca swoje warunki sprzedajnym posłom. Dla politycznych realistów Petersburg stanie się źródłem nadziei dla Polski, bo dziejowy fatalizm każe im wierzy, że nie możemy przetrwać jako naród suwerenny.

Przeczytaj. Podaj dalej.

OGLĄDAJ TAKŻE: