“Lektury domowe”: Prorok, który potępił nazizm. Zapomniany dorobek Dietricha von Hildebrandta

Kim był człowiek, o którym kardynał Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, pisał że „kiedy zostanie napisana intelektualna historia Kościoła katolickiego dwudziestego wieku, Dietrich von Hildebrandt będzie uznany za jedną z najwybitniejszych postaci naszych czasów”? Słowa śp. papieża seniora potwierdza między innymi fakt, że kiedy żona Alice napisała biografię swego męża, kardynał Ratzinger zgodził się napisać wstęp do tej książki.

“Dusza Lwa”, czyli biografia niemieckiego filozofa Dietricha von Hildebrandta (1889-1977) została opublikowana w 2000 roku. Książka została napisana na podstawie notatek samego bohatera i opisuje tylko pierwszą połowę jego życia, czyli okres do chwili wybuchu II wojny światowej. Jest to zatem opowieść o życiu intelektualnym elity europejskiej w pierwszych dekadach XX wieku oraz debatach dotyczących wiary katolickiej i filozofii współczesnej w czasach rodzącego się modernizmu rewolucji komunistycznej i narodowosocjalistycznej.

Pycha fundamentem herezji

Historia von Hildebrandta, wychowanego w rodzinie indyferentnych religijnie protestantów, to także studium dojrzewania młodego człowieka, który w niesprzyjających warunkach, wbrew opinii rodziców, sam odnajduje drogę do odkrycia światła religii katolickiej. Odważne i pełne determinacji poszukiwanie prawdy o sensie ludzkiego życia, o naturze miłości i piękna doprowadzają z biegiem czasu studenta filozofii do decyzji o wyrzeczeniu się wiary protestanckiej i wstąpieniu do Kościoła katolickiego. Później stanie się on znany jako jeden z najwybitniejszych filozofów i teologów, a jednocześnie obrońców doktryny katolicyzmu przed współczesną herezją modernizmu. Kardynał Ratzinger przypominał znaczący fakt z biografii von Hildebrandta, kiedy w 1968 r. jako pierwszy wystąpił on w obronie kontestowanej encykliki Pawła VI „Humane Vitae”, narażając się na ataki ze strony liberalnych mediów oraz środowisk tzw. postępowych katolików.

Hildebrandt jako filozof bardzo wcześnie odkrył, że błędy filozoficzne i teologiczne wywołane są pyszną i arogancką postawą intelektualną. Bliska mu była postawa G.K. Chestertona, który pisał, że bardziej niebezpieczni niż zwykli przestępcy są “samowolni filozofowie współcześni”, którzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za skutki swoich pomysłów. W pracy habilitacyjnej “Moralność i poznanie wartości etycznych” filozof analizował źródła „ślepoty moralnej” ludzi, którzy posiadają wystarczającą wiedzę, aby rozumieć moralny sens złych uczynków, a jednak nie wahają się ich praktykować.

Przy tej okazji autorka omawianej dziś książki przywołuje wspomnienie spotkania von Hildebrandta z generałem zakonu jezuitów, o. Ledóchowskim, który, rozmawiając kiedyś z premierem Francji Georegesem Clemenceau, usłyszał: “Nienawidzę świata, w którym ludzie wierzą w dobrego i sprawiedliwego Boga”. Ten rodzaj postawy życiowej i towarzyszących jej przekonań filozof opisywał także w ostatnim swym dziele „Moralia”, gdzie dokonał rozróżnienia pomiędzy „grzechami słabości”, popełnionymi mimo akceptacji zasad Dekalogu, oraz „grzechami niegodziwości”, które są rezultatem świadomego odrzucenia tych zasad. Także w innych pracach von Hildebrandt jednoznacznie odrzucał wszelkie formy relatywizmu etycznego, które miały być uzasadnione determinizmem psychologicznym, ekonomicznym lub filozoficznym. W książce poświęconej estetyce także prezentował on ten sposób myślenia, dowodząc że o wartości dzieła nie decyduje najdoskonalsza nawet jego forma artystyczna, lecz głębia i prawda jego przesłania.

CZYTAJ TAKŻE: Lektury domowe: “Najbardziej utalentowany obrońca wiary”. Rzecz o G.K. Chestertonie

Prorok opustoszałych kościołów

Jego dzieła niewątpliwie należą do kanonu europejskiej humanistyki w dziedzinie filozofii i teologii. A jednak postać von Hildebrandta jest przykładem zapomnianego, zamilczanego autorytetu intelektualnego, mimo że jego dzieła mają walor aktualności także dzisiaj. A może nawet szczególnie dzisiaj. Na polskich uniwersytetach studenci nie zostaną o tym poinformowani ani zobowiązani do przeczytania jego książek. I nie jest to dziełem przypadku. Chodzi bowiem o to, aby nadzwyczaj utalentowany filozof, przyjaciel Maxa Schelera i uczeń Edmunda Husserla, pozostał zapomniany, a jego książki nie zaburzyły rzekomo naukowego światopoglądu, który swoim studentom serwuje większość polskich wyższych uczelni. Wspomniany wyżej twórca fenomenologii Husserl napisał na okładce rozprawy doktorskiej von Hildebrandta: “wspaniała praca”.

Dorobek niemieckiego filozofa obejmuje blisko 40 książek i ponad 150 artykułów naukowych i publicystycznych. Wśród nich najgłośniejsze tytuły to “Koń Trojański w mieście Boga” i “Spustoszona winnica”, w których von Hildebrandt opisuje źródła kryzysu Kościoła po Soborze Watykańskim II oraz wskazuje na intelektualne nadużycia i fałszywe interpretacje, jakich dopuszczają się teologowie-moderniści. Wiarygodność jego diagnoz sprzed 50 lat potwierdza historia współczesna, ponieważ jego książki były przestrogą i wskazaniem, że dalsze odchodzenie od prawd objawionych w KK musi doprowadzić do głębokiej sekularyzacji i opustoszałych kościołów.

Autor miał w swoim dorobku także książki mniej popularne, ale niemniej wartościowe, dotyczące zarówno filozofii, jak i teologii. Jako młody uczony miał odwagę napisać książkę pt. “Czystość i dziewictwo” (1927 r.), w której opisał racjonalne argumenty przemawiające za naturalną afirmacją zasad etyki seksualnej i małżeńskiej Kościoła. Miał przy tym pełną świadomość, że z tej racji spotka go raczej niechęć i lekceważenie ze strony środowiska uniwersyteckiego, gdzie pracował. W 1932 r. von Hildebrandt opublikował “Liturgie und Personlicht”, która zdaniem jego żony, Alice, “może być uznana za pieśń wdzięczności za wspaniały pokarm, jaki stanowiła dla niego liturgia katolicka od chwili jego nawrócenia w 1914 r. W pracy tej wyraził, jak jego inteligencja, umysł i serce rozwinęły się i dojrzały dzięki liturgii”.

CZYTAJ TAKŻE: “Lektury domowe”: Wyzwania dla następcy Franciszka. Z czym przyjdzie mierzyć się kolejnym papieżom?

Szatańskie braterstwo nazizmu i komunizmu

W latach 20-tych i 30-tych, czyli w czasach, gdy ruch narodowosocjalistyczny w Niemczech zdobywał coraz większą popularność, Dietrich von Hildebrandt pracował na uniwersytecie w Monachium. Bardzo wcześnie rozpoznał naturę zachodzącego w kraju zjawiska i odważnie demonstrował swój negatywny stosunek do ideologii i praktyki politycznej NSDAP, która – podobnie jak ruch komunistyczny – zmierzała do zniszczenia chrześcijańskiej cywilizacji. Problemem było to, że wielu katolików, w obawie przed zagrożeniem komunistycznym, skłonnych było poprzeć NSDAP. Dlatego von Hildebrandt korzystał z każdej okazji, aby publicznie przestrzegać przed zagrożeniem ze strony zwolenników Adolfa Hitlera.

Niemieccy biskupi początkowo nałożyli ekskomunikę na członków partii nazistowskiej, jednakże po dojściu Hitlera do władzy odwołali tę decyzję! Dietrich von Hildebrandt obserwował to z rozgoryczeniem. Był przekonany, że zwierzchnicy Kościoła są powołani na stróżów, a biskupi powinni pierwsi wszczynać alarm i i ostrzegać swoją owczarnię o niebezpieczeństwie, jakie niosła ideologia nazistowska dla wiary, moralności i dla człowieka.

“Biada duchowemu przywódcy, który nie ostrzega swoich owieczek, że wilk jest u bram. Powinno być całkowicie jasne, że nie można uczciwie nosić miana rzymskiego katolika i jednocześnie akceptować antychrześcijańskiej materialistycznej ateistycznej ideologii nazistowskiej”. Notabene von Hildebrandt odnosił to przekonanie również do ideologii marksistowskiej i całego ruchu komunistycznego, które były równie zgubne jak nazizm. “Był przekonany że chociaż nazizm i komunizm wydają się sobie przeciwstawne – jeden z nich nazywa się prawicą, a drugi lewicą – to oba systemy są bliźniaczymi braćmi w niegodziwości, bo przejawiają ten sam materializm, to samo ubóstwienie państwa! Ten sam totalitaryzm! Ten sam ateizm!” – pisze Alice.

W wyborach parlamentarnych, które dały zwycięstwo NSDAP, w odróżnieniu od protestantów, katolicy w większości głosowali przeciw hitlerowcom.Gdyby decydowali sami katolicy Hitler nie doszedłby do władzy. Ale z biegiem lat pod wpływem represji, propagandy i w sytuacji domykania systemu również oni przestali protestować. Zwykli ludzie bali się swoją pracę i o przyszłość dzieci. Stopniowo wybierali wewnętrzną emigrację która pozwalała uniknąć represji ze strony państwa nazistowskiego i większości niemieckich obywateli, którzy ten totalitarny reżim popierali w imię wzniosłych wartości. W tamtych czasach tak samo jak wielokrotnie przy innych okazjach Hildebrand wyrażał publicznie przekonanie, że bycie katolikiem oznacza nie tylko uczestnictwo w sakramentach i modlitwę ale równocześnie dostrzeganie i ocenianie „ doczesnych wydarzeń w świetle wieczności. Bycie katolikiem oznacza również pamiętanie w każdej sytuacji o hierarchii prawdziwych wartości, tak żeby nie pozwolić by ziemskie troski przyćmiły wiarę”.

CZYTAJ TAKŻE: Jak zwykli ludzie stali się nazistami? Prof. Kucharczyk o książce “Wierni wyznawcy Hitlera”

Czy Hitler wiedział, kim jest Pan Bóg?

Dowiedziawszy się od przyjaciół, że za publiczne potępienie nazizmu znalazł się na liście proskrypcyjnej, von Hildebrandt wybrał (tak jak wielu innych przedstawicieli elity intelektualnej) emigrację poza teren niemieckiej III Rzeszy, aby móc dalej głośno wyrażać sprzeciw. W wieku 43 lat porzucił dostatnie życie, luksusowy dom i cały majątek, aby znaleźć się bez domu, bez pracy i bez grosza. Nazistowskie Niemcy nie pozwalały wywieźć więcej niż 100 marek.

Filozof postanowił jednak, że woli być żebrakiem, ale… na wolności. Schronił się z rodziną u swej siostry we Włoszech. Ciekawe jest to, że bezpieczny azyl znaleźli w kraju rządzonym przez partię faszystowską Benito Mussoliniego, która w lewicowej propagandzie była przedstawiana jako bliźniaczy wobec nazistów ruch polityczny. Sam Mussolini określił nazizm jako “rewolucję starych niemieckich plemion w pierwotnej puszczy przeciwko łacińskiej cywilizacji Rzymu”, a samego Hitlera miał nazwać mordercą austriackiego kanclerza Dollfussa.

Problem dwuznacznej postawy niektórych niemieckich kapłanów wobec reżimu Hitlera był zjawiskiem realnym. Jeden ze znajomych von Hildebrandta z kręgów liberalnej opozycji zapytał go w tonie sarkastycznym: “to wystarczy zdobyć władzę, aby zyskać poparcie władz kościelnych?”. Pytanie było niestety zasadne, bo intelektualna kapitulacja wielu niemieckich duchownych wobec państwowej, nazistowskiej ideologii była jednak faktem.

Autorka jako przykład wspomina, jak podczas pewnej kolacji w Paryżu prowincjał niemieckich dominikanów i przeor klasztoru w Berlinie oznajmił, że nie ma powodu sprzeciwiać się Hitlerowi, bo jego nacisk na pojęcia autorytetu władzy oraz kategorii narodu to coś, czemu należy raczej przyklasnąć, a nie krytykować. Dodał jeszcze: “Warto zauważyć, jak często Hitler wspomina imię Boże”. Zirytowany von Hildebrandt odpowiedział: “Hitler jest tak głupi, że kiedy mówi o Panu Bogu, to nie wie o czym mówi”. Dominikanin dalej upierał się, że katolicy powinni wspierać ruch narodowosocjalistyczny i odegrać w nim ważną rolę. Filozof zaprotestował, wskazując, że katolicyzm i narodowy socjalizm hitlerowców są ze sobą całkowicie sprzeczne, a wiara w to, że katolicy mogą mieć pozytywny wpływ na ruch polityczny, który jest z samej swej istoty zły, jest czystą iluzją.

CZYTAJ TAKŻE: Zło od lat ma to samo oblicze. Kto i dlaczego chce zabijać dzieci?

Herold wierności Ewangelii

Historia powyższa wskazuje, że wśród niemieckich duchownych znaleźli się ludzie, którzy okazali się ślepi na brutalność reżimu nazistowskiego – w wyniku propagandy, głupoty czy pobożnych życzeń. Z biegiem czasu przyswajali coraz większą dawkę duchowej trucizny, nawet tego nie zauważając. Wspomnianego wieczora miarę goryczy dopełniła groteskowa propozycja przeora dominikanina z Berlina, by odśpiewać nazistowski hymn “Horst-Wessel-Lied”, napisany przez syna pastora, który jako fanatyczny nazista zginął w zamachu terrorystycznym zorganizowanym przez komunistów.

Podporządkowanie duchownych owemu “duchowi czasu” (Zeitgeist) – tej typowej dla niemieckiej filozofii kategorii interpretacji rzeczywistości – stało się oczywiste, gdy w 1933 r. biskupi niemieccy opublikowali dwuznaczne, a w istocie pojednawcze wobec nazistów oświadczenie. Chcąc uchronić katolików przed represjami ze strony ekskomunikowanych wcześniej członków NSDAP, biskupi złożyli de facto hołd “cezarowi”.

Von Hildebrandt jako zagorzały obrońca autorytetu władzy duchowej Kościoła nie potrafił zaakceptować takiej postawy. Jak pisze autorka, musiał myśleć o słowach proroka Ezechiela: “Jeśli jednak stróż widzi, że przychodzi miecz, a nie dmie w trąbę i lud nie jest ostrzeżony, przychodzi miecz i zabija kogoś z nich, to ten ostatni porwany jest wprawdzie z własnej winy, ale winą za jego śmierć obarczę stróża”.

Tej postawie obrony autorytetu Kościoła i prawdy Ewangelii, a nie konkretnych decyzji biskupów, pozostał von Hildebrandt wierny także później, gdy w 1968 r. jako pierwszy wystąpił w obronie encykliki papieża Pawła VI Humanae Vitae. Wbrew ówczesnej modzie intelektualnej bronił papieskiego nauczania o antykoncepcji i życiu poczętym, krytykując biskupów niemieckich, którzy jawnie kontestowali i odrzucali papieski dokument doktrynalny.

W 1934 r. filozof przeniósł się do Wiednia, gdzie redagował pismo “Chrześcijańskie państwo stanowe”, w którym demaskował złowrogie ideologie totalitarne nazizmu i komunizmu. Była to funkcja niezwykle istotna w owym czasie, bo wielu ludzi akceptowało nazizm, dlatego że obawiali się zwycięstwa komunizmu (tak jak inni akceptowali komunizm, bo nienawidzili nazizmu). Von Hildebrandt brał na siebie niewdzięczną role herolda prawdy o tym, że obie wspomniane ideologie są oparte na kłamstwie i stanowią śmiertelne zagrożenie dla chrześcijaństwa. Obie wyrastają z tych samych korzeni antychrześcijańskiego ateizmu, triumfu i sankcjonowania brutalnej siły totalitaryzmu oraz jego pogardy dla godności i praw jednostki.

CZYTAJ TAKŻE: Pius XII – historia manipulacji

Chrystusowy łańcuch dobra

Po zamordowaniu austriackiego kanclerza Dollfussa przez nazistów i w obliczu przyłączenia Austrii do Trzeciej Rzeszy filozof musiał znowu emigrować. Książka jego żony zawiera opis dramatycznych okoliczności ucieczki tuż przed aresztowaniem przez gestapo. Od tej pory, czyli od roku 1938 do grudnia 1940, gdy schronili się w USA, von Hildebrandtowie byli zdani tylko na bezinteresowną pomoc obcych ludzi.

Po wkroczeniu Niemców do Francji ukrywali się na południu, w państwie Vichy generała Petaina, dzięki czemu nie wpadli w ręce niemieckich służb. Dzięki pomocy francuskiego profesora filozofii zostali uratowani przez jego przyjaciela Edmonda Michelet, który jako gorliwy katolik, mimo zagrożenia aresztowaniem, zdobył dla nich fałszywe dokumenty, a pomagała mu w tym jego wychowująca kilkoro dzieci małżonka. Michelet bezpiecznie przewiózł von Hildebrandtów do portu w Marsylii. Tak oto nie zostali aresztowani, dzięki pomocy katolickiej rodziny.

Edmond Michelet, pomagając w ten sposób setkom uciekinierów, został w końcu aresztowany przez Gestapo i zesłany do obozu koncentracyjnego w Dachau. Tam cudem uniknął śmierci. Po wojnie generał de Gaulle mianował go ministrem obrony narodowej. Przez wiele lat Michelet pozostawał najbardziej zaufanym współpracownikiem prezydenta Francji.

W Marsylii katolicki ksiądz zdobył dla rodziny von Hildebrandtów dokumenty wyjazdowe, dzięki którym uciekli z okupowanej przez Niemców Francji do neutralnej Hiszpanii generała Franco, a następnie przez Portugalię popłynęli do USA, gdzie mogli bezpiecznie doczekać końca wojny.

Według von Hildebrandta łańcuch ożywianych wiarą w Jezusa Chrystusa ludzi oraz Boża Opatrzność pozwoliły ocalić życie jemu i jego rodzinie. Filozof wierzył, że w zamian powinien wypełnić misję życia jako obrońca wiary katolickiej i Kościoła poprzez książki i wykłady, kształtując serca i umysły w czasach kryzysu wiary i zamętu w Kościele. Po wojnie wytrwale pracował dla chwały Bożej, Kościoła i zwykłych ludzi wszędzie tam, gdzie docierały jego książki.

Przeczytaj. Podaj dalej.

OGLĄDAJ TAKŻE:

Afirmacja Extra. Wesprzyj nowy projekt autorów Afirmacji