Jak będą wyglądały nasze finanse w nadchodzącym roku?

Nikogo nie trzeba uświadamiać dzisiaj jak działa inflacja i w jaki sposób wpływa ona na nasze portfele. Zmiana jaką powoduje szczególnie odczuwają ci, którzy muszą spłacać kredyt. Zwiększone stopy procentowe to jeden ze sposobów przeciwdziałania spadkowi wartości pieniądza. Jak nasza sytuacja będzie wyglądała w przyszłości?

O tym jak będzie wyglądała sytuacja naszych w finansów w najbliższej przyszłości nie wiedzą chyba najstarsi górale. Ale jest nadzieja, że coś na ten temat może wiedzieć prezes Narodowego Banku Polskiego. Wystąpienie prof. Adama Glapińskiego na konferencji prasowej w grudniu było szeroko komentowane w mediach. Niestety zdecydowana większość ogólnopolskich tytułów skupiła się na kwestii walki politycznej. Co jednak z finansami?

Optymistyczne prognozy

Adam Glapiński zarysował przed nami optymistyczne prognozy dotyczące najbliższej finansowej przyszłości. Pamiętać jednak należy, że i on nie może uciec od polityki a kolejny rok jest przecież rokiem wyborów. Dlatego trzeba się zastanowić jak traktować wypowiedzi szefa NBP. Publicyści ekonomiczni wskazują, że rządzący przed wyborami widzą wyborców, którzy po wyborach zmieniają się dla nich w podatników. Do kogo swoje wypowiedzi kierował Adam Glapiński? Wyborców czy podatników?

Szef NBP wskazał, że w styczniu bądź lutym 2023 roku powinniśmy spodziewać się wzrostu cen, ale inflacja powinna zacząć spadać. – W szczególności w Polsce przewidujemy, że jeszcze w styczniu, lutym może być wzrost cen związany ze zmianą cen regulowanych. Rząd robi wszystko, co może, aby ten wzrost był jak najmniejszy, niemniej pewien wzrost musi nastąpić – oświadczył prezes NBP.

– Już w przyszłym roku inflacja bazowa zacznie spadać. Producenci będą mieli coraz mniejsze pole do podnoszenia cen – ocenił Adam Glapiński i dodał, że NBP nie zakłada, że ten spadek zatrzyma się na jakimś poziomie, ale będzie to oznaczać również spadek aktywności gospodarczej. Nie powinno to jednak spowodować wzrostu bezrobocia w Polsce – dodał.

Oznacza to zatem, że nasze oszczędności, owszem będą traciły na wartości, ale trochę wolniej niż ma to miejsce obecnie. Jest to pozytywna informacja, ale nie ma jednak miejsca na hura optymizm, bo kto o zdrowych zmysłach chce, żeby jego pieniądze w ogóle traciły na wartości?

Polityczne pomysły

Wykorzystują to politycy. Szczególnie lewica, z Platformą Obywatelską na czele, proponuje populistyczne rozwiązania, które mogłyby spodobać się przeciętnemu Kowalskiemu, ale raczej spowodowałyby katastrofę niż pomogły w sytuacji gospodarczej.

Wśród takich pomysłów PO było m.in. uregulowanie cen paliwa poprzez zmniejszenie marży Orlenu. Takie pomysły skrytykował od razu Daniel Obajtek, który wskazał nieścisłości w propozycji Donalda Tuska. Jego zdaniem przewodniczący PO rzucił populistyczne hasło, które nie współgrało z rynkową rzeczywistością. Powiedział, że sztuczne ustalanie cen na stacjach doprowadzi do tego, że w kraju zabraknie paliwa, bo będzie ono tańsze niż u sąsiadów, a koncern będzie notował olbrzymie straty.

Słowa prezesa Orlenu okazały się prawdziwe, bo postępujący w taki sposób Węgrzy przeżywają ogromny kryzys. Na stacjach nie ma paliwa, a ich cena po powrocie do instrumentów rynkowych, jest jeszcze wyższa niż byłaby bez ingerencji. Wszystko napędziło także inflacje.

O takim mechanizmie mówił także prezes NBP. Jego zdaniem ingerencja państwa w mechanizmy rynkowe powinna być delikatna, prowadzona z wyczuciem i jak najkrócej. – W Polsce właśnie tak postępuje zarówno NBP, jak i rząd – zaznaczył. Jak przypomniał, na Węgrzech rząd zamroził ceny paliw, a po kilku miesiącach nastąpiła dezorganizacja, zmuszająca rząd do odblokowania tych cen. – Prawdopodobnie Węgry staną się krajem z najwyższą inflacją w UE – powiedział.

Działanie proinflacyjne

O wiele rozsądniej brzmią propozycje prawej strony czyli Konfederacji. Politycy wolnorynkowi proponują zaprzestanie działań proinflacyjnych. Należy do nich sztuczne wprowadzanie pieniędzy na rynek. Im więcej pieniędzy, tym mają one mniejszą wartość. Wobec tego proponują oni zaprzestanie wszelkich działań socjalnych, z tarczami antyinflacyjnymi na czele.

Rząd na swoją obronę mówi o tym, że wybiera drogę środka i dopłaty socjalne dla firm mają za zadanie przede wszystkim nie dopuścić do bezrobocia z jakim mieliśmy do czynienia przy okazji rządów i reform Leszka Balcerowicza. W ich ocenie, bardziej radykalna walka z inflacją spowodowałaby wzrost osób bezrobotnych.

Kierunek polityczny

O tym, kto ma rację jak zwykle będzie można dyskutować po czasie. Faktem jest dwucyfrowa inflacja, która zjada nasze oszczędności i odpowiada za wzrost cen na półkach. Jednak wizja rysowana przez prezesa NBP wydaje się optymistyczna. – Polska jest teraz krajem zamożnym. Powiem więcej, Polska jest na szybkiej drodze, żeby stać się krajem wysoko zamożnym. Jeśli dotychczasowe trendy się utrzymają, za 10 lat będziemy pod względem PKB na mieszkańca, liczonego z zachowaniem parytetu siły nabywczej, będziemy na poziomie Francji – mówił.

Ale to czy Adam Glapiński mówił to wszystko do wyborców czy podatników, przekonamy się za kilka lat.