[TYLKO U NAS] Trans-sekta okalecza i manipuluje. Zobacz poruszające świadectwo dziewczyny w trakcie detranzycji:

Poznajcie świadectwo Magdy, która kilkanaście lat temu postanowiła, że nie chce funkcjonować jako kobieta. Rozpoczęła proces upodobniania się do mężczyzny, czyli tranzycji. W obszernym wywiadzie kobieta opowiada, jaki wpływ na jej decyzje miały fora internetowe, a szczególnie społeczność trans aktywna na tzw. niebieskim forum. Magda mów nam też o roli ekspertów – polecanych na forum psychologów i seksuologów, którzy zamiast zdiagnozować jej prawdziwy problem “wrobili” ją w zmianę płci. A prawdziwymi problemami Magdy były jej trudne relacje w rodzinie, ale przede wszystkim trauma po tym, jak w wieku 21 lat dziewczyna padła ofiarą gwałtu. Dziś prezentujemy zwiastun obszernego wywiadu, jaki niebawem pojawi się na Afirmacja.info i na kanale Afirmacja TV.

Poniżej publikujemy również (za zgodą autorki) fragmenty korespondencji, jaką skierowała do naszej redakcji pani Magda. Śródtytuły pochodzą od redakcji Afirmacji:

Pamiętam, jak nie lubiłam swoich “pućkowatych” policzków. Chciałam mieć surowsze rysy twarzy. Tak po prostu, podobały mi się chude, wyraziste twarze. Te kompleksy i rozważania na temat wyglądu (pożądanie wyraźniejszych kości policzkowe, szczuplejszych kolan, ud itp.) powoli “składały się do kupy”. Kilka lat później nieszczęsne środowisko trans bez wahania wpisywało je do rubryki pt. “Przesłanki świadczące o byciu trans”.

Narracja była następująca: “Nie lubiłaś swojego delikatnego wyglądu i krągłych policzków? Aha, taaaaak… Osoby trans czasami tak mają. Chciałaś mieć bardziej kościste ciało? Aha, ja podobnie, dopiero hormony pomogły, po wejściu na testosteron moje nogi schudły i widać mi żyły na rękach, hurra! Twarz mi się wysmukla itd”. To było wieczne, niekończące się nakręcanie na medyczne interwencje, które starszym członkom forum dały rzekome “szczęście” i wymarzony wygląd.

Testosteronowa euforia

Na początku trucia się testosteronem odczuwałam euforię, porównywałam się do ulubionych aktorów i artystów, robiłam sobie idiotyczne zdjęcia: durne miny, papierosy, a w tle męskie kosmetyki. W połowie 2007 r. byłam już na testosteronie od kilku miesięcy: puchłam jak balon (następuje retencja wody), miałam trądzik i zachodziły we mnie kolejne zmiany, a ja spędzałam zbyt dużo czasu na robieniu sobie durnych zdjęć z papierosami.

Pamiętam tę początkową satysfakcję, więc nie dziwi mnie już, że tak trudno wyrwać człowieka z chęci tranzycji. Zwłaszcza na początku, gdy jest podekscytowany łatwością ingerencji, nie chce słyszeć o niczym innym, jak o kolejnym kroku, potem następnym i następnym. Tranzycja na wyciągnięcie ręki, wystarczy mieć wskazówki od trans-społeczności i kasę. A gdy ktoś próbuje zapytać: “Czy właśnie to jest dla nas odpowiednie?”, ściąga na siebie nieokiełznaną złość.

(…) w pierwszych miesiącach na testosteronie notorycznie byłam bardzo nerwowa. A niechby ktoś (matka bądź ktoś z dalszej jej rodziny) zakwestionował słuszność tranzycji – odpowiadałam krzykiem lub odwracałam się i opuszczałam rozmówcę. Czasami dosłownie zasłaniałam uszy i przekrzykiwałam matkę. To niewyobrażalne jak na człowieka działa ta trans-sekta. Chyba nie byłabym w stanie zrozumieć, gdybym sama nie weszła w to bagno.

CZYTAJ TAKŻE: Aż o 19700 % zaburzeń płci u dzieci więcej! Czy to już globalna epidemia? – dane z 10 krajów

Tranzycyjna wymówka

Mam jeszcze jedną mocną refleksję. Doszłam do niej po rozmowie z parą dwóch osób po detranzycji, które żyją w związku małżeńskim – są z USA i mają trzeźwe spojrzenie na ideologię trans. Rozmawiałam z nimi przez prawie 4 godziny na Skypie. Mężczyzna doświadczał właśnie tego, co opiszę poniżej, czyli zrzucania winy za niepowodzenia na “bycie w mniejszości”.

Bycie w tranzycji (chociażby tylko w społecznej roli przeciwnej płci, czyli w grupie “biednych, niezrozumianych i odrzuconych osób” – tak jak są one przedstawiane) jest bardzo wygodne dla kogoś z problemami. Wówczas wszystko co złe można zrzucić na bycie trans. Przychodzą mi do głowy natychmiast takie scenariusze:

Nie pracuję, bo jestem trans i często tracę pracę ze względu na dyskryminację osób trans (nieważne, że się nie przykładam).

Mam złe oceny, bo jestem trans i rówieśnicy mnie nie tolerują, więc nie mogę się skupić na lekcjach (nieważne, że się nie staram).

Bezproduktywnie spędzam czas w internecie, bo jestem trans, ale jak wykonam zabieg to będzie już dobrze, bo będę “sobą”, ustatkuję się, poukładam swoje życie.

Mam depresję, bo inni nie akceptują moich wyborów co do tożsamości.

I tak dalej, i tak dalej. Nieustanne robienie z siebie ofiar i zrzucanie winy za niepowodzenia na “bycie członkiem wykluczonej mniejszości”. Błędne przekonanie, że afirmowanie wymyślonej nowej tożsamości i wymuszanie jej na innych pomoże pozbyć się problemów. Czyż to tak nie działa?

Gdy znika euforia…

Jakieś półtora roku od momentu rozpoczęcia maskulinizacji testosteronem nastąpiło u mnie totalne wycofanie z początkowo lubianych aktywności (np. z uczęszczania w 2008 roku na lekcje wokalu). Euforia z brania testosteronu zdążyła opaść, a iniekcje stały się nudną rutyną – ambicje się ulotniły, życie w fałszywej roli spowszedniało, ale mimo to nadal wydawało się słuszne i warte kontynuowania. Trudno się wycofać z czegoś, o co się zażarcie walczyło. W dodatku z postawy pochwalanej przez nową, z pozoru życzliwą społeczność trans. Zamiast poważniej wtedy zastanowić się nad sobą, dalej brnęłam w to bagno – uparcie, jak osioł. Nie wiem dlaczego, bardzo trudno jest po prostu z tego wyjść.

Pompowanie hormonów rujnuje motywację, ambicje, uczucia, wrażliwość, empatię, satysfakcję, krytycyzm. Różnica w sferze emocjonalnej była u mnie kolosalna. (…) Również mastektomia nie dała mi powodów, żeby się pochwalić w środowisku jej efektami. Przede wszystkim były one dalekie od pokazywanych na “niebieskiej stronie” na fotografiach (…).

Moje życie stało się dużo uboższe, zerwałam kontakty ze wszystkimi starymi znajomymi i z dalszą rodziną. Był rok 2008, a ja byłam totalnie zafiksowana na internetowym czacie i zdobywaniu kolejnych awansów w jego hierarchii (w załodze supportu). Pracowałam tam bez zapłaty pieniężnej, wolontaryjnie, a moją zapłatą była adrenalina, bo na czacie często coś się działo – użytkownicy się wyzywali, otwierali pokoje z wulgarnymi nazwami i trzeba było reagować, a ja czułam się jak ryba w wodzie (pomagałam technicznie, ale aspirowałam do zajmowania się konfliktami (…) i na tym budowałam swoje poczucie zadowolenia. To wszystko wydaje się teraz absurdalne, ale gdy człowiek nie osiąga sukcesów w życiu realnym, tym prędzej wsiąka w świat wirtualny i jego hierarchię.

Odnoszę wrażenie, że polityka tych czatów była celowo tak skonstruowana, by ludzie – czując krztę władzy i prestiżu z posiadania nicka w czerwonym kolorze i prawa do odbierania mikrofonu i wyrzucania użytkowników z pokoju pomocy – chcieli za darmo obsługiwać komunikatory, które przynoszą duże zyski ich właścicielom (i tylko im). Każdy taki wolontariusz dostawał czerwony nickname, pracę w oficjalnym pokoju pomocy, dawkę dopaminy i adrenaliny, pochwały na zebraniach online i awanse itd. Czyli guzik, bzdury, które nie dają chleba ani nie są wartościowe. Mimo wszystko wielu tego pragnęło, widocznie nie wiodło im się w życiu zawodowym. Niektórzy z nas (w tym oczywiście i ja) chcieli awansować na adminów. Mieliśmy zatem silną automotywację, by marnować na czacie sporo czasu i “udowadniać” swoją wyższość i dominację wiedzy nad pozostałymi.

Czy sejm zatrzyma okaleczanie dzieci?

Przed dwoma tygodniami Instytut Ordo Iuris zaprezentował projekt nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty. Nowe przepisy uniemożliwić mają okaleczanie nieletnich poprzez nakłanianie i manipulowanie ich do procedury zmiany płci. Szczegółowo o założeniach i uzasadnieniu projektu pisaliśmy tutaj:

Jak wykazał ostatni sondaż pracowni Social Changes na zlecenie portalu wpolityce.pl zakaz tranzycji osób nieletnich popiera aż 69% Polaków, w tym aż 50% w sposób zdecydowany.

Bezpośrednią okolicznością, która skłoniła Instytut Ordo Iuris do pracy nad nowymi przepisami, jest historia, jaką podzielił się przed kilkoma tygodniami znany bloger Łukasz Sakowski. Jako nastolatek został on zmanipulowany przez poznanego w sieci transseksualistę, który nakłonił go do rozpoczęcia procedury zmiany płci. Sakowski po kilku latach rozpoczął proces detranzycji, całą sytuację przypłacił jednak poważnymi problemami ze zdrowiem psychicznym i fizycznym (więcej o tym pisaliśmy TUTAJ). Wczoraj (24.07) bloger zapowiedział wejście na drogę prawną przeciw osobom, które go zmanipulowały i wydały wobec niego błędne diagnozy (całe oświadczenie dostępne TUTAJ).

W ostatnim czasie o nasilającym się w Polsce problemie młodych osób decydujących się na procedurę tranzycji mówił dwukrotnie m.in. prof. Zbigniew Lew-Starowicz. Wskazał on m.in., że spośród 13-14-latków odczuwających zaburzenia tożsamości płciowej jedynie ok. 20% wykazuje rzeczywistą osobowość transpłciową (więcej o tym TUTAJ). Chwilę później otrzymaliśmy pierwsze informacje o zamykających się gabinetach seksuologów, którzy – z pominięciem procedur – kierowali młodych pacjentów w stronę tranzycji.

Tymczasem wielu lekarzy decyduje się na rozpoczynanie procedury zmiany płci u nastoletnich pacjentów bez wystarczającego wywiadu lekarskiego i niezbędnych badań. Skutkuje to poważnymi problemami zdrowotnymi i psychicznymi młodych ludzi (często nieodwracalnymi), a czasem wręcz ich późniejszymi samobójstwami.

Podobne do wspomnianych wyżej przepisy, ograniczające możliwość zmiany płci przez osoby niepełnoletnie, wprowadzają w ostatnim czasie coraz liczniej rządy państw zachodnich, m.in. Szwecji, Finlandii, Wielkiej Brytanii czy niektóre stany USA.