Wybory parlamentarne za nami, choć nadal nie wiemy, jak będzie wyglądał przyszły rząd. Ten czas niepewności to dobry moment, aby podzielić się z Państwem refleksją wyborczą nt. zagadnienia, jakim jest autonomia rodziny. Tekst pierwotnie miał ukazać się w serii „RODZINA GŁOSUJE”, nie zdążyliśmy go jednak opublikować przed ciszą wyborczą. Dotyczy on niezwykle ważnej kwestii, mianowicie autonomii rodziny. Podstawowym zadaniem państwa jest ochrona rodziny, ale w taki sposób, aby nie ingerować zbyt daleko w przestrzeń prywatną. Zasada pomocniczości (subsydiarności) nie może bowiem oznaczać zastąpienia rodziny w jej prawach i obowiązkach.
W czasach komunistycznego zniewolenia tylko dwie instytucje zachowały swoją niezależność od władz PRL. Chodzi o Kościół i rodzinę. To właśnie te dwie przestrzenie – sakralna i domowa – były miejscami, w których Polacy czuli się wolni. Dlatego komuniści próbowali uderzyć w obie z nich. W tym artykule skupię się na kwestii autonomii rodziny. Jest to temat istotny w obliczu minionych wyborów parlamentarnych. Jak radziły sobie z nim kolejne rządy po 1989 roku? Czy demokratycznie wybrane władze wywiązały się z zapewnienia rodzinom odpowiedniej autonomii? Choć sytuacja w ostatnich latach zmieniła się na lepsze, okazuje się, że wiele jest jeszcze do zrobienia.
Zacznijmy od pozytywów. Przede wszystkim, obecnie w Polsce o wiele trudniejsze jest bezpodstawne odbieranie dzieci rodzicom. To efekt presji wywieranej przez środowiska prorodzinne, które korzystały z pomocy prawnej Instytutu Ordo Iuris. Dzięki nowelizacji przepisów w styczniu tego roku, Polska przestała być jedynym państwem w Europie, które używa w swoim ustawodawstwie stygmatyzującego dla rodzin terminu „przemoc w rodzinie”, a nie neutralnego „przemoc domowa”. To o tyle istotne, że używanie takiego sformułowania utrwala szkodliwy stereotyp o tym, że rodzina jest miejscem stosowania przemocy wobec dzieci. Tymczasem, w rzeczywistości, do większości przypadków przemocy domowej dochodzi nie w rodzinach, a w związkach nieformalnych.
CZYTAJ TAKŻE: „Przemoc w rodzinie” czy „przemoc domowa”? Dlaczego polskie prawo utrwala niesłuszne stereotypy?
Koniec z zabieraniem dzieci
Ważnym krokiem zwiększającym autonomię rodziny była nowelizacja ustawy Kodeks rodzinny i opiekuńczy, która weszła w życie 30 kwietnia 2016 roku. Zawiera ona przepisy, które zakazują odbierania dzieci prawnym opiekunom wyłącznie z powodu złej sytuacji materialnej. Zgodnie z nowelizacją zastosowanie przez sąd opiekuńczy środków ingerencji we władzę rodzicielską, prowadzących do oddzielenia dziecka od rodzica, może mieć miejsce jedynie po wcześniejszym wykorzystaniu przez sąd innych środków lub zastosowaniu form pomocy rodzinie, które okazały się nieskuteczne.
Kolejny problem, na który polskie władze zareagowały właściwie, to ingerencje służb socjalnych państw Europy Zachodniej w życie polskich lub mieszanych rodzin zamieszkujących poza granicami kraju. Chodzi zwłaszcza o niemiecki Jugendamt, brytyjski Social Service i norweski Barnevernet. Opinię publiczną w naszym kraju bulwersowały liczne sytuacje, w których powyższe urzędy zabierały dzieci Polakom, przekazując je rodzinom zastępczym (niemieckim, norweskim czy angielskim) albo do domów opieki. Dzieci te miały ograniczony kontakt z polskimi rodzicami, a czasem zabraniało się im nawet mówić po polsku. Drastycznym przykładem był przypadek z 2016 roku, w którym Jugendamt odebrał noworodka polskiej matce. Ministerstwo Sprawiedliwości podjęło w tej sprawie zdecydowane działania, które sprawiły, że dziecko wróciło do matki.
Szybko okazało się, że potrzebne są zmiany w prawie, które lepiej chroniłyby polskie rodziny mieszkające poza krajem. Ustawa przygotowana w Ministerstwie Sprawiedliwości wzmocniła kompetencje władz RP i dała instrumenty prawne niezbędne do reagowania na każdy przypadek odebrania za granicą dziecka polskiemu obywatelowi lub zagrożenia dobra takiego dziecka. W takich sprawach wspólne działania podejmują (między innymi poprzez wymianę niezbędnych informacji) nie tylko Minister Sprawiedliwości, lecz także Minister Spraw Zagranicznych oraz właściwy konsul RP. Celem tych działań ma być zapewnienie, aby prawa dziecka były w pełni realizowane.
Została m.in. uproszczona procedura w przypadkach, gdy władze innych krajów oddzieliły dzieci od polskich rodziców, ale zgadzają się, by trafiły one do Polski pod pieczę bliskich krewnych, rodziny zastępczej lub ośrodka opiekuńczo-wychowawczego. Jeśli już doszło do zabrania dziecka rodzicom, a postępowanie w tej sprawie może potrwać jakiś czas, lepiej, by trafiło ono – choćby ze względu na język, tożsamość kulturową i narodową – do opiekunów polskich, a nie np. niemieckich czy angielskich. Wnioski o ustanowienie pieczy zastępczej w Polsce Minister Sprawiedliwości kieruje do właściwych sądów rejonowych, a te mają 14 dni na odpowiedź. Jedynie w przypadku, kiedy realizacja wniosku wymaga, aby sąd uzyskał dodatkowe informacje, termin odpowiedzi jest wydłużony do 21 dni. Takie rozwiązanie podyktowane jest koniecznością podejmowania szybkich działań.
Ustawa reguluje także zasady finansowania wydatków związanych z pobytem dziecka w pieczy zastępczej na terenie Polski. Wydatki te są ponoszone przez powiaty. Koszty przywiezienia dziecka do Polski może pokryć Skarb Państwa. Z kolei w przypadkach, gdy walczący o prawa do swych dzieci rodzice muszą składać wnioski do zagranicznych sądów czy innych instytucji, a nie stać ich na opłacenie tłumacza, koszty tłumaczenia pokrywa Skarb Państwa. Nowelizacja prawa dotyczy również innych pod względem prawnym, choć rodzących podobnie dramatyczne konsekwencje, przypadków, gdy w wyniku konfliktów między rodzicami wpływają do Polski wnioski o wydanie za granicę przebywających w ojczystym kraju polskich dzieci.
CZYTAJ TAKŻE: Norweski Barnevernet w końcu się doigrał. ETPC przyznał zadośćuczynienie rodzicom
Fundusz Sprawiedliwości
Ważną rolę w przywracaniu autonomii rodziny odgrywa Fundusz Sprawiedliwości, powołany przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Pozwala on władzom nieść pomoc polskim obywatelom, np. gdy padli ofiarą przestępstwa albo innego nieszczęścia. Rozporządza pieniędzmi, które sądy zasądzają od sprawców przestępstw. Środki te – pochodzące z kieszeni ludzi, którzy wyrządzili krzywdę innym – mają czynić dobro, czyli wspomagać pokrzywdzonych wskutek przestępstw i w wypadkach, a także zapobiegać takim sytuacjom.
Pieniądze od sprawców przestępstw ratują pacjentów już ponad 150 szpitali w całej Polsce, do których trafił sprzęt medyczny wart niemal 57 mln zł. Ratują pogrążonych w śpiączce chorych w stworzonej przez fundację Ewy Błaszczyk klinice „Budzik” dla dorosłych, na której budowę Fundusz Sprawiedliwości przeznaczył 44 mln zł. Niosą ratunek w walce z koronawirusem, na którą Fundusz przekazał niebagatelną kwotą 25 mln zł. Pieniądze wspierają również w ratowaniu ludzkiego zdrowia i życia strażaków ochotników, którzy z Funduszu Sprawiedliwości otrzymali w latach 2017-2021 ponad 184 mln zł na zakup nowoczesnego sprzętu. Chronią także przed wypadkami na drodze dzieci, do których trafiły trzy miliony kamizelek odblaskowych.
Sprzeciw wobec lichwy
To nie koniec pozytywnych zmian w polskim prawodawstwie. 18 maja br. w życie weszły kolejne przepisy ustawy antylichwiarskiej. Zaczęły obowiązywać regulacje dotyczące badania zdolności kredytowej, definiujące koszty inne niż odsetki oraz zapewniające realny nadzór nad rynkiem pożyczkowym. Była to nowelizacja ustawy z 18 grudnia 2022 r., mającej chronić interesy konsumentów, którzy niejednokrotnie padali ofiarą lichwiarskich ofert firm pożyczkowych.
Aktualnie wprowadzane w życie zmiany w Kodeksie karnym w zakresie definiowania kosztów innych niż odsetki mają jeszcze bardziej wspomóc przy identyfikacji przypadków łamania prawa przez firmy pożyczkowe. Nowe przepisy zaostrzają kontrolę nad takimi opłatami parabankowymi, jak różnego rodzaju prowizje, marże, ale też opłaty związane z ubezpieczeniami, usługami dodatkowymi, a nawet – z przygotowaniem umowy.
Ponadto, nowe przepisy regulują obowiązek badania zdolności kredytowej. Firma pożyczkowa ma uzależniać możliwość udzielenia konsumentowi pożyczki od pozytywnej oceny zdolności kredytowej danej osoby. Co ważne, naruszenie tego obowiązku lub niedopełnienie go przez firmę pożyczkową wiąże się z konsekwencjami w postaci m.in. nieważności zbycia wierzytelności w drodze przelewu lub w inny sposób. Rozwiązania te pozwalają uniknąć zaciągania kredytów ponad możliwości finansowe konsumentów, co pozwoli uniknąć spirali zadłużenia. Tym samym pozwolą one na ograniczenie działań lichwiarskich instytucji pożyczkowych.
CZYTAJ TAKŻE: Znasz rodziny pogrążone w kryzysie? Ten program może im pomóc!
Zagrożona edukacja domowa
Czy omówione powyżej zmiany sprawiają, że zasada autonomii rodziny jest w Polsce w pełni respektowana? Niestety, doświadczenie pokazuje, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w tej materii. Wciąż nie ma instrumentów, dzięki którym władza rodzicielska mogłaby zatrzymać zjawiska takie, jak wprowadzanie do szkół „seksedukatorów” czy tzw. korekta płci wśród nastolatków. Lobbingowe działania skrajnej lewicy w tych kwestiach pozostają bezkarne, a państwo nie ma narzędzi do skutecznej ochrony dzieci i wspierania w tym rodziców.
Kolejna sprawa to zagrożona przyszłość edukacji domowej. Zmiany i utrudnienia zaczęły się w 2016 roku, kiedy to dotacja na dzieci w nauczaniu domowym została zmniejszona o 40%. Zmiany były tłumaczone faktem, że szkoły nie ponoszą kosztów związanych z opieką nad dzieckiem w placówce szkolnej, więc nie ma potrzeby, by do szkoły trafiały pełne środki. Co jednak stało się z tymi pieniędzmi? Czy trafiły do rodziców, którzy, odciążając szkołę, wzięli na swoje barki kształcenie swoich pociech i zrezygnowali z pracy zawodowej? Część rodzin, które zdecydowały się na nauczanie domowe, mieszka daleko od szkoły, do której dziecko będzie musiało przyjechać na egzamin klasyfikacyjny; wsparcie ich podróży choć częścią tych środków z pewnością byłoby potrzebne. Wiele dzieci spełniających obowiązek szkolny w edukacji domowej to dzieci mieszkające poza granicami naszego kraju. Ich rodzice podejmują karkołomne zadania, decydując się na to, by ich dziecko, poza spełnianiem obowiązku szkolnego w kraju pobytu, realizowało także polską podstawę programową.
Rodzice jednak się nie poddają, mimo licznych przeszkód stawianych przez system względem edukacji domowej. Po pierwsze, postanowiono wprowadzić rejonizację wojewódzką. W praktyce oznacza to przede wszystkim naruszenie przepisów Konstytucji RP, która mówi o równym dostępie do edukacji dla każdego. Po zmianie przepisów rodzic nie będzie mógł sam wybrać szkoły dla swojego dziecka, ale zostanie mu ona narzucona. Dojdzie do kuriozalnych sytuacji, w których np. dziecko, które zacznie swój obowiązek szkolny teraz, nie będzie mogło pójść ze swoim starszym rodzeństwem do pobliskiej szkoły, ponieważ systemowo zostanie przypisane do innej. Wszystko dlatego, że szkoła, która jest blisko, niekoniecznie jest szkołą rejonową.
Mimo postulatu licznych środowisk prorodzinnych, polskie państwo nie wprowadziło nadal bonu oświatowego. Nie jest to nowy pomysł, wraca on do dyskusji publicznej co jakiś czas. Obecnie dzieje się tak głównie ze względu na postulaty Konfederacji i Bezpartyjnych Samorządowców. Oba te komitety zawarły bon edukacyjny w swoim programie wyborczym. Wciąż jednak większość ugrupowań politycznych opowiada się przeciwko takiej reformie finansowania oświaty. Zdaniem zwolenników bonu edukacyjnego pozwoli on na oddanie decyzji w sprawie finansowania oświaty tym, którym najbardziej zależy na jak najlepszym kształceniu dzieci, czyli ich rodzicom. Takie rozwiązanie zwiększyłoby finansową władzę rodziców nad nauczycielami i szkołami.
Zdaniem polityków Konfederacji bon edukacyjny zaowocuje wzrostem zróżnicowania i konkurencyjności szkół. Podkreślają oni, że dzięki wprowadzeniu bonu pieniądze trafią do tych szkół, które kształcą zgodnie z oczekiwaniami rodziców i tym samym przyciągają uczniów. Dodają też, że „bony spowodują powstanie zdrowej konkurencji na rynku usług edukacyjnych, dzięki czemu wzrośnie jakość kształcenia, a szkoły szybciej dostosują się do rzeczywistości”.
CZYTAJ TAKŻE: Edukacja domowa ostatnią linią obrony rodziny!
Sanitaryzm i zakusy organizacji międzynarodowych
Niewystarczalność polskiego systemu prawnego w kwestii zapewnienia autonomii rodziny obnażyła pandemia Covid-19. Przede wszystkim okazało się, że nie jest on w stanie ochronić dzieci przed zakusami WHO i Unii Europejskiej, wprowadzającymi politykę sanitaryzmu, zwłaszcza poprzez paszporty szczepionkowe. Rodzinom dyktowano, jak mają spędzać Boże Narodzenie i Wielkanoc oraz utrudniano spędzanie wolnego czasu, nie wspominając o problemach, które zrodziły długie miesiące edukacji zdalnej. W Polsce teoretycznie nigdy nie wprowadzono obowiązkowych szczepień na Covid-19, poza zawodami medycznymi, ale w praktyce usilnie zachęcano do powszechnego przyjmowania preparatów już przez najmłodszych. Stało to w oczywistej sprzeczności nie tylko wobec zasady autonomii rodziny, ale również logice, biorąc pod uwagę łagodność, z jaką dzieci przechodziły zakażenie koronawirusem.
Niestety, opór polityczny wobec tendencji sanitarystycznych był niewielki. Z liczących się ugrupowań wykazywały go jedynie Konfederacja oraz częściowo Solidarna Polska. Poza tym politycy z różnych opcji, w tym również deklarujący się jako konserwatyści, zdawali się nie zauważać zagrożeń związanych z covidową histerią. Niezłomni lekarze, niezależni dziennikarze, zaniepokojeni rodzice i inni, którzy ośmielili się wyrazić swoje niezadowolenie z wprowadzanych przepisów sanitarno-zdrowotnych, byli traktowani jako „foliarze” i „płaskoziemcy”.
W tym miejscu warto podkreślić szersze zagrożenie ze strony instytucji międzynarodowych, które coraz bardziej ingerują w politykę rodzinną poszczególnych państw, w tym Polski. W maju 2022 roku Parlament Europejski zatwierdził „radykalną przebudowę Unii Europejskiej” w ramach „Konferencji o Przyszłości Europy”. Unijni politycy zagłosowali za zniesieniem prawa weta, za unijną armią i za utworzeniem ponadnarodowych list wyborczych do Parlamentu Europejskiego. Miesiąc później Komisja Europejska potwierdziła, że wypłata unijnych funduszy dla Polski będzie uzależniona od realizowania „kamieni milowych”, wśród których znalazło się wdrażanie polityki gender w kulturze, sztuce, telewizji czy teatrze. Z kolei Prezydent Francji Emmanuel Macron wezwał do wpisania aborcji do Karty Praw Podstawowych.
Unijni urzędnicy postanowili też kontynuować ideologiczne szaleństwo i przełamać opór wielu krajów wobec Konwencji stambulskiej. Powstał projekt dyrektywy Komisji Europejskiej, wprowadzającej genderowe rozwiązania konwencji „tylnymi drzwiami”. Został on napisany skrajnie lewicowym językiem. Za szczególnie narażonych na „przemoc wobec kobiet” uznaje transwestytów, a przemocowe działania przypisuje wprost „prawicowym ugrupowaniom ekstremistycznym”. Dyrektywa pozwoliłaby Komisji Europejskiej szantażować i dyscyplinować chroniące rodzinę państwa Europy Środkowej. Jeżeli wejdzie w życie, UE będzie mogła nakładać finansowe kary na państwa takie jak Polska, które nadal nie wdrażają wszystkich ideologicznych założeń Konwencji. Inna sprawa, że nadal nie została ona wypowiedziana przez nasz kraj. Trzeba jasno powiedzieć, że zapisy Konwencji są sprzeczne m.in. z zapisanym w Konstytucji RP prawem rodziców do wychowania dzieci, zapewnienia im wychowania moralnego czy religijnego zgodnie z własnymi przekonaniami.
Wyzwań w tej dziedzinie jest znacznie więcej, dlatego tak ważne były te wybory. Stawką jest przyszłość polskich rodzin, od których zależy przyszłość całego kraju. Jedno jest pewne, po 15 października walka o rodzinę w Polsce bynajmniej się nie skończyła, a być może wkracza w najbardziej decydującą i dramatyczną fazę.
OGLĄDAJ TAKŻE: