Sprawa jest poważna, chodzi o kodowanie w każdej polskiej dokumentacji medycznej. Płeć biologiczna według WHO przestała istnieć. Zamiast tego wprowadzane są rewolucyjne pojęcia „płeć doświadczana” i „płeć przypisana”.
Płeć nie jest już więc oparta o chromosomy czy narządy płciowe i odczytywana zazwyczaj przy urodzeniu, ale jedynie „doświadczana” i „przypisywana” przy urodzeniu, co zakłada olbrzymią dowolność i zmienność. Według WHO nie ma już kobiet i mężczyzn, „chłopów” i „bab”. „Niezgodność płciową”, oznaczającą dowolną liczbę subiektywnie rozpoznawalnych tożsamości i ekspresji płciowych (niektórzy wyliczają ich kilkaset), wpisano bowiem do obszaru zdrowia seksualnego w nowej wersji klasyfikacji medycznej ICD-11, w Polsce obecnie tłumaczonej i powoli wdrażanej. Bardzo zrelatywizowano tu także zaburzenia seksualne, w tym pedofilię.
Jak wybrnie z tego wyzwania Ministerstwa Zdrowia? Bez klasyfikacji medycznej nie da się funkcjonować. Czy to wreszcie o jeden krok za daleko? Choć wywrotowa i groźna rewolucja przetacza się przez nasz kraj, polski rząd, unikając starcia, na dłuższą metę sprzyja ideologicznej kolonizacji. Ponawiamy nasze pytania do Ministerstwa Zdrowia. Zobaczymy, co zrobi nowa Pani Minister.
Dyskomfort zamiast empirii i doświadczenia klinicznego
Obszernie informowaliśmy o manipulacjach diagnostycznych w artykule: „Koń trojański kilku współczesnych ideologii. Ujawniamy kulisy manipulacji w… diagnostyce”. Groźna jest już sama subiektywizacja kategorii zaburzenia i odejście od obiektywnych parametrów zdrowia, czyli pytań o genezę, objawy, rokowania, profilaktykę. W przypadku co najmniej niektórych zaburzeń to pacjent sam siebie miałby diagnozować, co ukrywa się za zgrabną kurtyną „dystresu”. W skrócie chodzi o to czy pacjentowi coś przeszkadza, czy nie. Jeśli nie przeszkadza – to zaburzeniem nie jest.
W trosce o wyrażaną wprost depatologizację i destygmatyzację (a więc nie ze względów merytorycznych) w wiodących na świecie podręcznikach klasyfikacji medycznej – kryjących się za skrótami DSM i ICD – wykreślono z listy zaburzeń (bez należytej bazy dowodowej) wcześniej homoseksualizm, a obecnie transseksualizm, nie bacząc na liczne problemy psychiczne co najmniej współwystępujące i dominująco nabytą genezę obu tych zjawisk. Tym samym tropem forsuje się zmiany dotyczące np. pedofilii. Zmiany są rewolucyjne i dotyczą zwłaszcza zmiany definicji płci. Za ICD – stoi WHO, za DSM – Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne.
ICD jest klasyfikacją oficjalnie obowiązującą w Polsce i powinien być z nią obeznany każdy lekarz czy np. psychiatra, stosując zaczerpnięte stamtąd kody jednostek chorobowych we wszelkich oznaczeniach w dokumentacji medycznej (ICD koduje bowiem także wszelkie choroby somatyczne). Obecnie trwają u nas prace tłumaczeniowe jedenastej wersji ICD, która zaczęła oficjalnie obowiązywać od 1 stycznia 2022. Prace (tłumaczenie, szkolenia) mają się zakończyć w 2023 roku. Wartość projektu to 9 283 343,34 zł, z czego 7 813 790,08 zł to wkład Funduszy Europejskich.
CZYTAJ TAKŻE: Aż o 19700 % zaburzeń płci u dzieci więcej! Czy to już globalna epidemia? – dane z 10 krajów
Konsekwencje ideologicznej presji WHO
Na paradoksy takich posunięć w przypadku transseksualizmu, pardon – niezgodności płciowej, zwracali sami specjaliści głosujący za zmianami w kierunku „depatologizacji”. Bo w jaki sposób zakodować ubytek na zdrowiu czy zgon w wyniku tzw. operacji zmiany płci? Czy to też zdrowie seksualne? Na jakiej podstawie umożliwić osobom trans dostęp do np. operacji chirurgicznych? – zdawali się pytać nawet proponenci zmian w ICD-11. Ale znaleziono sposób.
W tym samym obszarze – „zdrowie seksualne” – znajdują się kontakty ze służbami medycznymi dotyczące np. antykoncepcji. A więc usunięcie piersi czy macicy u zdrowej dziewczynki, zmagającej się z zaburzeniami tożsamości płciowej, zostaje zrównane np. z dostępem do środków antykoncepcyjnych. Najgroźniejsze jest jednak uznanie nowej rewolucyjnej definicji płci opartej na uznaniowości, niebinarności, oderwaniu od parametrów biologicznych (rozbicie niezmiennej płci biologicznej na „płeć doświadczaną” i „płeć przypisaną”.
„Niezgodność płci charakteryzuje się wyraźną i trwałą niezgodnością między płcią doświadczaną przez jednostkę a płcią przypisaną. Sama różnorodność zachowań i preferencje związane z płcią nie są podstawą do przypisywania diagnoz w tej grupie” – czytamy w angielskiej wersji ICD-11 (kod w zależności od np. wieku HA60, HA61 czy HA6Z). Jak zostanie to przetłumaczone i zalecone do stosowania w polskiej wersji ICD-11?
Samorzecznictwo organizacji trans i niepytane o zdanie organizacje prorodzinne
„Dotychczasowy proces konsultacji wykazał powszechną zgodę co do tego, że w odniesieniu do kategorii związanych z niezgodnością płci, przeniesienie ich z rozdziału „F” [zaburzenia zdrowia psychicznego i zachowania – przyp. red.] może pomóc w odpsychopatologizowaniu schorzeń. W ramach procesu rewizji opracowania ICD-11 proponowane opracowanie nowego rozdziału “Stanów związanych ze zdrowiem seksualnym” zapewnia kategorię, w której kategorie niezgodności płci można umieścić oddzielnie od schorzeń psychicznych oraz schorzeń związanych z chorobami endokrynologicznymi i moczowo-płciowymi” – czytamy na podstronie WHO relacjonującej powstawanie ICD-11.
„Niezgodność płci zakodowana w części dotyczącej warunków zachowania w rozdziale poświęconym zdrowiu psychicznemu i zaburzeniom zachowania wywoływała błędne wrażenie, że niezgodność płci jest powiązana ze zdrowiem psychicznym” – tamże.
A więc czarno na białym widać, co było celem: zamiast kompleksowej troski o pacjenta i społeczeństwo poprawa subiektywnego chwilowego komfortu (a więc uniknięcie dystresu). Jak informuje ta sama strona – zmiany były konsultowane z organizacjami translobbującymi, wymienianymi tu z nazwy, jak np. Global Action for Trans Equality (GATE) czy Transgender Europe (TGEU). Organizacji profesjonalistów zdrowia psychicznego czy organizacji prorodzinnych jakoś nie widać. Podobnego zabiegu subiektywizacji zaburzenia dokonano wcześniej w przypadku homoseksualizmu, ale i ta kategoria zniknęła z ICD-11 (wcześniej egodystonic sexual orientation (F66.1).
CZYTAJ TAKŻE: Młodzież LGBT nie istnieje. O jedno kłamstwo mniej
Relatywizacja pedofilii oraz… normalizacja sadomasochizmu i fetyszyzmu
Zwracam uwagę, że owo irracjonalne i subiektywne pojęcie dystresu wprowadzono w nowej, jedenastej wersji ICD także w przypadku parafilii, czyli zaburzeń seksualnych takich jak ekshibicjonizm czy pedofilia. Czy to także symptom ideologicznej liberalizacji diagnostyki tych zaburzeń, skoro zmiany idą tu tym samym tropem, co wcześniej w przypadku homo- czy transseksualizmu (opisanych w tej samej kategorii w ICD-10 i ICD-11)? Zwłaszcza, że przy zbiorczej kategorii „parafilie” wspomina się, że normy społeczne znacznie różnią się tu w zależności od kultury i diagnoza wymaga wręcz ich uwzględnienia?
Kluczowe i niebezpieczne jest tu zwłaszcza uwarunkowanie zaliczenia do parafilii na podstawie braku zgody lub braku możliwości wyrażenia zgody na dane zachowanie seksualne, co w praktyce oznacza, że uzgodniony sadomasochizm i fetyszyzm także zostaje właśnie uprawomocniony jako nowa norma seksualna (obie kategorie zresztą właśnie także zniknęły w ICD-11), w przypadku dzieci pozostaje dość enigmatycznie określony brak zgody.
Nasze pytania do nowej Pani Minister Zdrowia
W związku z wdrażaniem w Polsce klasyfikacji ICD-11 ponownie wysyłamy do Ministerstwa Zdrowia poniższe pytania (z drobnymi zmianami). Poprzednio, wysyłaliśmy je wiosną 2023 r.
Do Ministerstwa Zdrowia Rzeczpospolitej Polskiej na ręce Biura Komunikacji
Szanowni Państwo, w ramach informacji publicznej oraz z obowiązku dziennikarskiego (portal Afirmacja.info) bardzo prosimy Państwa o odpowiedzi na poniższe pytania:
- Na jakim etapie jest obecnie wdrażanie klasyfikacji ICD-11 w Polsce (tłumaczenie, szkolenia itp.)? Jakie etapy jeszcze pozostały?
- Czy i jaki harmonogram czasowy został przewidziany, jeśli chodzi o oficjalne i obowiązkowe obowiązywanie ICD-11 w naszym kraju? Jeśli nie ma jeszcze takich szczegółowych planów, ile szacunkowo może potrwać jego wdrażanie?
- Czy są przewidziane jakieś odstępstwa od wersji anglojęzycznej uchwalonej przez WHO (mam tu na myśli np. konkretne kategorie lub grupy diagnostyczne)?
- Czy Ministerstwo Zdrowia zdaje sobie sprawę, że w świetle ICD-11 kobiety i mężczyźni przestali istnieć? Zamiast posługiwania się kategorią płci biologicznej (tj. kobieta lub mężczyzna), używa się tam jedynie pojęć „płeć przypisana” (co zazwyczaj rozwija się w literaturze przedmiotu jako “przy urodzeniu“) oraz „płeć doświadczana”?
- Czy w związku z powyższym kategoria „gender incongruence” (kategoria “niezgodność płciowa”, pop. jako “transseksualizm”) i cała grupa „zdrowie seksualne” ma zostać w Polsce przyjęta w całości? Czy istnieją tu jakieś wyjątki?
- Jak Ministerstwo Zdrowia odnosi się do cichej i ukrytej, a niezakotwiczonej w podstawowych faktach i danych naukowych, rewolucji w diagnostyce, odzwierciedlonej w ICD-11, która opiera się na wskaźnikach subiektywnego „dystresu” (osobistego dyskomfortu) zamiast wskaźników obiektywnych, jak: etiologia, epidemiologia, prognostyka i profilaktyka (to jest na klasyfikacji medycznej tylko, o ile dany objaw komuś przeszkadza).
- Czy Ministerstwo Zdrowia jest świadome dalekosiężnych skutków takich zabiegów ideologicznie uwarunkowanej i ręcznie sterowanej „destygmatyzacji” i „depatologizacji” zamiast kryteriów racjonalizmu, empirii i doświadczenia klinicznego?
- Czy Ministerstwo Zdrowia jest świadome, że w środowiskach naukowych (oprócz relatywizacji na bazie osobistego dystresu dotyczącego pojęcia transseksualizmu) trwają także zabiegi relatywizowania parafilii seksualnych jak sadyzm czy masochizm, a nawet pedofilia? Wcześniej dokonano takiego zabiegu w przypadku homoseksualizmu.
- Czy wiadomo Państwu, aby WHO w podobny sposób (tylko w oparciu o samopoczucie pacjenta) chciała negocjować z pacjentem objawy i klasyfikację np. chorób krążenia, otyłości, anoreksji?
- Jak Ministerstwo Zdrowia zamierza zapobiegać na arenie międzynarodowej manipulacji pojęciem zdrowia, dokonywanej przy użyciu subiektywnego pojęcia „dystresu”, „destygmatyzacji” i absolutyzacji ludzkich chęci?
- Czy w związku wymienionymi wyżej wątpliwościami, zaprzeczającymi i podstawom naukowym i zdrowemu rozsądkowi, jest przewidziana możliwość pozostania w Polsce przy klasyfikacji ICD-10 lub przynajmniej podwójnego kodowania, tj. ICD-10 i ICD-11 lub inne alternatywne rozwiązania?
- Czy istnieją inne, wiadome Państwu kontrowersje dotyczące innych niż płeć i seksualność kategorii diagnostycznych w ICD-11 (np. 6D10 “Zaburzenia osobowości”)?
- Z kim, jeśli tak, jest konsultowana w naszym kraju klasyfikacja ICD-11 (prosimy o listę organizacji i podmiotów)?
P.S. Jako obszerne wyjaśnienia do powyższych pytań polecamy tematyczne artykuły na stronie Afirmacja.info, m.in. tekst pt. „Ujawniamy kulisy manipulacji w diagnostyce” (link poniżej).