Dzieciństwo nie zawsze wyglądało tak, jakim znamy je obecnie. Współczesne postrzeganie dziecka – skoncentrowane na jego odrębności, poszanowaniu jego praw i stwarzaniu jak najlepszych możliwości rozwoju – ewoluowało powoli na przestrzeni wieków.
Ochronę dzieci przed dzieciobójstwem „wynalazło” chrześcijaństwo jeszcze w starożytności, sierocińce – prowadzono w średniowieczu, przedszkola, place zabaw czy piaskownice – powstały w XIX wieku. Ważne instytucje i konwencje dotyczące praw dziecka rodzą się dopiero u schyłku XX wieku. Dzisiejsza kultura zachodnia, podobnie jak wcześniejsze epoki w historii, ma jednak swoje skrzywienia wychowawcze. Jest skrajnie przeintelektualizowana, skrajnie indywidualistyczna oraz skrajnie atomistyczna. Z jednej strony stawia dzieci na piedestale, z drugiej – seksualizuje je lub dziećmi nazywa tylko tych szczęśliwców, którym dano się narodzić.
Kiedy powstały główne instytucje chroniące dzieci?
Nie zawsze istniał Sejm Dzieci i Młodzieży (powstał w 1994 roku) czy Rzecznik Praw Dziecka. W Polsce powołano go w 2000 roku, a pierwsze tego typu stanowisko na świecie utworzono w Norwegii w roku 1981 (ang. Children’s ombudsman). Wcale nie byliśmy tu ostatni – kraje takie jak Dania czy Włochy powołały te stanowiska w 2011 roku.
Międzynarodowa „Konwencja praw dziecka” z kolei przyjęta została przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w 1989 r. Polska była inicjatorem jej uchwalenia, a ten przełomowy i wyznaczający standardy dokument zaakceptowało 195 krajów na świecie. Wcześniej istniała Genewska Deklaracja Praw Dziecka z 1923 r.
UNICEF, czyli Fundusz Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci, instytucję, która na arenie międzynarodowej jest inicjatorem i rzecznikiem dzieci, powołano do życia w 1946 roku, po traumie II wojny światowej. Jej poprzedniczką był Międzynarodowy Związek Pomocy Dzieciom (U.S.I.E.) z siedzibą w Genewie, powołany do życia w 1920 r.
W 1913 r. odbył się pierwszy Międzynarodowy Kongres Ochrony Dzieciństwa. Już tylko ten krótki przegląd wskazuje, jak intensywnym przemianom, także współcześnie, podlega wizja dzieciństwa. A jak było wcześniej?
CZYTAJ TAKŻE: Polecamy! Wystawa „Nie tacy inni. Dzieciństwo i młodość sto lat temu”
Piękno i okrucieństwo – dzieciństwo w starożytności
W Starożytnej Grecji czy Rzymie, owszem, akcentowano edukację dzieci, w którą wkraczało państwo. Jednocześnie jednak traktowano dzieci w sposób okrutny: handlowano nimi jako niewolnikami – pracownikami, zabijano te niechciane, niepełnosprawne, z różnych względów niewygodne (Prawo XII tablic z 450 roku p.n.e.). Dzieci porzucano dosłownie na ulicy. W starożytnej Kartaginie dzieci grzebano w fundamentach budynków publicznych. W wielu krajach Bliskiego Wschodu składano je na ofiarę bóstwom (praktyki zabronione w Izraelu). Dzieci zajmowały najniższą pozycję w hierarchii społecznej.
W Sparcie dzieci chorowite i słabe wyrzucano w przepaść na górze Tajget. Spartanki – aby wychować przyszłych wojowników, oddanych państwu (to państwo było właścicielem dzieci) – przyzwyczajały je od małego do niewygód: przetrzymywano je w ciemnych pomieszczeniach, nie zawsze reagowano na potrzeby dziecka. Spartanki wymieniały się także swoimi dziećmi, żeby nie przywiązać się emocjonalnie do potomstwa.
W Grecji (której przecież przyświecały ideały kalokagathii – połączenia fizycznego, umysłowego i moralnego dobra i piękna) oraz w starożytnym Rzymie (który w dużym stopniu przejął te ideały) prawo życia i śmierci w stosunku do dziecka – i to w rozumieniu bardzo dosłownym – sprawował ojciec rodziny. W starożytnym Rzymie istniał rytuał przedstawiania dziecka ojcu, który miał prawo – z różnych względów – je odrzucić, a wtedy czekała je śmierć lub sprzedaż. Choć owszem istniały rzymskie poradniki opieki czy edukacji i wychowania dziecka.
Chrześcijaństwo okazało się przełomowe…
Ogromnym przełomem było chrześcijaństwo. Zachowała się „Inskrypcja z czasów cesarza Krajana informująca, że na 181 noworodków obu płci tylko 35 dzieci płci żeńskiej żywiono. Taki stan trwał aż do IV wieku naszej ery, kiedy to cesarz rzymski Walentynian zniósł w 365 roku prawo uśmiercania dzieci” – pisze Agnieszka Szarkowska w pracy „Dziecko w kontekście historycznym”.
Dzięki chrześcijaństwu pojawiały się także instytucje zajmujące się sierotami, dziećmi porzuconymi, ale wciąż wiele dzieci wałęsało się po ulicach. Dzieci, jeśli coś „przeskrobały”, trafiały do więzienia na równi z dorosłymi. Dzieci z nieprawego łoża („bękarty”, „synowie nieczystego łoża”, „pokrzywnicy”) znajdowały się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Były pozbawiane praw publicznych i majątkowych. Dużą rolę pozytywną odegrały jednak teologiczne rozważania, odwołujące się do niewinności dziecka jako wzoru do naśladowania (np. św. Augustyna).
CZYTAJ TAKŻE: Co chrześcijaństwo dało Europie? Wyzwanie dla ignorancji…
Słodko-gorzkie średniowiecze
Przez wieki panowała doktryna traktowania dzieci jako miniaturowych dorosłych i to zajmujących poślednie miejsce w społeczeństwie czy rodzinie. Postawa taka dominowała także w czasach średniowiecznych. Nie zauważano – inaczej niż dziś – odrębności rozwojowej tego okresu.
Dzieci ubierano w stroje typowe dla dorosłych, nie zawsze dające możliwość swobodnego ruchu. Maluchy musiały także pracować, nie zawsze wydzielano czas na zabawę, ponieważ nie rozumiano doniosłości tej formy eksploracji świata jako ważnego procesu rozwojowego. W sztuce – dopiero od XVII wieku – dzieci zaczęto przedstawiać w odrębnych strojach (mowa oczywiście o bogatych domach).
Dzieci uczestniczyły w świecie dorosłych i stąd np. wywodzi się obrzęd małżeństw pro futuro – kojarzenia dzieci w małżeństwach i niski tzw. wiek sprawny, który uprawniał do zawarcia małżeństwa. Od wczesnego średniowiecza wynosił on w Polsce 12 lat dla dziewcząt i 15 dla chłopców. Było to odzwierciedlenie podobnych tendencji w całej Europie.
Po części pozycja dziecka w ówczesnym społeczeństwie była spowodowana dużą liczbą rodzących się dzieci i ich sporą śmiertelnością, medycyna przecież także była w przysłowiowych powijakach. Średniowiecze jednak nadal kontynuowało chrześcijańską tradycję opieki np. nad sierotami.
Wychowanie traktowanie poważnie – siła renesansu
W czasach renesansu nastąpił wzrost zainteresowania dobrostanem dzieci. Dojrzewał wówczas pogląd, że społeczeństwo jest współodpowiedzialne za ochronę dzieci. Pojawili się pierwsi pionierzy przemysłu zabawkarskiego, choć jeszcze na mniejszą skalę. Dużego wkładu w postrzeganie i kształtowanie rozwoju dziecka dokonała reformacja, zwłaszcza kalwińscy purytanie, którzy potem zasiedlili Amerykę.
Dzieciństwo i konieczność wychowania traktowano bardzo poważnie. Wyrazem tego były solidne podręczniki na temat edukacji, ale przede wszystkim wychowania dziecka – czytamy w „Psychologii dziecka” (Vasta, Haith, Miller). Warto odnotować także postać Jana Amosa Komeńskiego (1592-1670), przedstawiciela braci czeskich, który także mówił o konieczności kształtowania osobowości dziecka.
CZYTAJ TAKŻE: Czy zabawka może przejść na emeryturę? Na pewno może trafić do Muzeum Zabawy i Zabawek!
Oświecenie i wynalazek „dzieciństwa”
Sporym przełomem był okres oświecenia, który wynalazł „dzieciństwo”. Narodziły się wówczas koncepcje Johna Locke’a, Jana Jakuba Rousseau („Emil, czyli o wychowaniu”). Fryderykowi Wilhelmowi Augustowi Fröblowi (1782‐1852) zawdzięczamy wynalazek przedszkoli, zwanych w Polsce freblówkami czy ogródkami dziecięcymi (chociaż zewnętrzne formy wychowania dzieci istniały już w starożytności).
Wielkim miłośnikiem dzieci był z kolei u nas Julian Ursyn Niemcewicz, który walczył z ówczesnym zwyczajem odłączania dzieci od matek w pierwszych latach rozwoju i karmienia i wychowywania ich przez mamki czy nianie. Magnatkom wręcz zalecano nieprzywiązywanie się do niemowlęcia, bo przecież mogło zaraz umrzeć. We Francji, w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r., pojawiło się sformułowanie „prawa dziecka”.
Dzieci z fabryk trafiają do piaskownicy. Po XIX wieku poszło już z górki…
Wiek XIX to już czas pionierów psychologii dziecka we współczesnym rozumieniu. „Ustawy fabryczne” w Wielkiej Brytanii ukróciły stopniowo pracę dzieci w fabrykach. Był to ogromny przełom. Polski lekarz i społecznik Henryk Jordan (1842-1907), pionier wychowania fizycznego, wsławił się popularyzowaniem placów zabaw dla dzieci, zwanych od jego imienia ogrodami jordanowskimi.
Mniej więcej w tym samym czasie w USA również powstał ruch na rzecz placów zabaw. W 1885 r., w USA, w okolicy misji w Bostonie (znowu dobroczynny wpływ chrześcijaństwa!) pozostawiono górę piasku dla dzieci z sąsiedztwa. Początkowo chodziło o pomoc w aklimatyzacji dzieci imigrantów. Był to tzw. „ogród piaskowy” – protoplasta piaskownic. Teorie rozwoju i prace Johna B. Watsona (1878-1958), Stanley’a Halla (1846-1924), Zygmunta Freuda (1856- 1939), Arnolda Gesella (1880- 1961) czy prace nad rozwojem intelektualnym Jeana Piageta (1896-1980) – to już podwaliny współczesnej psychologii rozwojowej, które znalazły także przełożenie na przemiany społeczne.
CZYTAJ TAKŻE: Edukacja domowa ostatnią linią obrony rodziny!
Polscy pedagodzy – sławni pionierzy
Ogromną rolę w zmianie postrzegania dziecka i dzieciństwa odegrali też pedagodzy. My także, jako Polacy, mamy się tu czym pochwalić.
„Jan Władysław Dawid – pedagog czasu niewoli, Antoni Bolesław Dobrowolski – teoretyk samokształcenia, Marian Falski – wychowawca pokoleń, Maria Grzegorzewska – uczona o złotym sercu, kreatorka pedagogiki specjalnej w Polsce, Sergiusz Hessen – twórca pedagogiki humanistycznej, Aleksander Kamiński – pedagog praktycznego humanizmu, Zenon Klemensiewicz – klasyk dydaktyki przedmiotowej, Janusz Korczak – pedagog heroiczny, Tadeusz Kotarbiński – jego związek z pedagogiką, Zygmunt Mysłakowski – pedagog dwu epok, Bogdan Nawroczyński – nauczyciel nauczycieli, Kazimierz Sośnicki – uczeń Twardowskiego, Bogdan Suchodolski – koncepcja kierowania własnym życiem, Stefan Szuman – uczony i artysta, Kazimierz Twardowski – nauczyciel uczonych” – podaje Encyklopedia PWN. Do tej listy dorzuciłabym jeszcze Mieczysława Gogacza – twórcę pedagogiki realistycznej, który może być nieocenionym przewodnikiem dla współczesnych rodziców.
Dzisiejsze zakrzywienie obrazu dzieciństwa
To, jak dziś postrzegamy dziecko jest – podobnie jak przed wiekami – odbiciem współczesnych ideałów obywatela czy społeczeństwa. Wychowani w liberalnej demokracji dużą dozę wolności dajemy także naszym dzieciom aż do przechyłu w drugą stronę, jak pajdokracja czy wychowanie bezstresowe. Oczywiście współczesne pojmowanie dziecka, nobilitujące i pielęgnujące dzieciństwo (to dobrze), jest także odbiciem współczesnego poziomu psychologii rozwojowej czy pedagogiki oraz medycyny, która odkryła prawa rządzące prokreacją czy podstawowe zasady higieny.
Dzisiejsza kultura zachodnia jest jednak skrajnie przeintelektualizowana i skrajnie indywidualistyczna oraz skrajnie atomistyczna. Przewartościowujemy rozwój intelektualny (rządy elit – merytokracja), a lekceważymy rozwój emocji, wyobraźni czy charakteru. Kompletnie lekceważymy przymioty moralne i coraz bardziej abdykujemy z samego wychowania, które coraz mniej miejsca znajduje w systemie szkolnym. Skutek jest taki, że współczesne dzieci to moralni analfabeci. Brakuje syntezy rozwoju. Jesteśmy także poddawani bardzo dużej presji seksualizacji dziecka – to także znamię współczesności i wielki eksperyment społeczny.
A więc także dziś, w liberalnej demokracji, koncepcja dziecka także jest „skażona” współczesnością. Tak, dzieckiem nazywa się tylko tych szczęściarzy, którym dano się urodzić – wcześniej to tylko płód, zarodek czy zbitek komórek. A więc także dziś okrucieństwo wobec dzieci nie jest nam obce.