Bezpośrednich i pośrednich przyczyn śmierci ośmioletniego Kamila jest bardzo wiele i można o nich przeczytać otwierając dowolne medium. Te dyskusje będą zapewne w sposób mniej lub bardziej merytoryczny kontynuowane, choćby ze względu na zbliżające się wielkimi krokami wybory parlamentarne. Mało kto jednak chce zauważyć, że istnieje związek pomiędzy tą śmiercią, a nachalną promocją aborcji regularnie uprawianą przez media liberalne i lewicowe.
Jak to wygląda w praktyce? Na przykład tak. Justyna Wydrzyńska, aktywistka cywilizacji śmierci została skazana za pomocnictwo w aborcji na siedem miesięcy ograniczenia wolności. Na początku maja złożyła apelację od wyroku, a w marcu tego roku ogłoszona przez “Wysokie Obcasy”, “kobiecy” tygodnik tematyczny “Gazety Wyborczej”, “Superbohaterką”. Za umożliwienie zabicia nienarodzonego dziecka. Tytuł “Superbohaterki” jest co roku przyznawany przez to czasopismo wybitnym, zdaniem redakcji, kobietom. I taką to właśnie wybitną postać wybrano w tym roku. A przecież to tylko wierzchołek góry lodowej, o mordzie prenatalnym pisze się w liberalnych media właściwe tylko pozytywnie. Jest to rodzaj nienaruszalnej ortodoksji.
Okrutna hipokryzja
Wszyscy, także zwolennicy mordu prenatalnego, wylewają teraz publicystyczne łzy i piszą o bestialstwie, które doprowadziło do śmierci Kamila. A czym jest aborcja jeśli nie bestialskim mordem na osobie całkowicie bezbronnej, zdanej na łaskę lub niełaskę najbliższych i społeczeństwa? Jest tym samym czym mord dokonany na Kamilu. Zadaniem niepojętego cierpienia drugiemu człowiekowi, tylko dlatego, że nie pasuje do jakiejś chorej wizji życia.
Oczywiście, to porównanie będzie wywoływać fale oburzenia wśród zwolenników zabijania dzieci, dla których usunięcie “płodu” i śmierć Kamila to dwie zupełnie inne sprawy. Czy tak jest faktycznie? Warto zauważyć, że nawet w proaborcyjnych mediach dziecko chciane nazywa się dzieckiem, a niechciane – płodem. Płodem staje się ono tylko wtedy, gdy trzeba je zabić. W powszechnym przekonaniu zatem, w jakimś fundamentalnym odruchu moralnym, który tli się w naszym społeczeństwie, człowiek który się jeszcze nie narodził, nie jest żadnym płodem, ale po prostu dzieckiem, małą osobą. Mówienie o płodach służy tylko jednemu – takiemu odczłowieczeniu tego małego dziecka, by jego uśmiecenie stało się psychologicznie łatwiejsze.
Czytaj także: Minister Czarnek o tragedii Kamilka: “Niszcząc rodzinę, możemy spodziewać się takich sytuacji”
Zatem do wniosku, że skoro dziecko można zabić przed narodzeniem, że jest to – jak czytamy i słyszymy – dobre dla kobiety, dla rodziny, to dlaczego nie można tego zrobić po jego narodzinach, dojść jest całkiem łatwo. I nie jest w tej sprawie żadnym argumentem to, że te same ośrodki propagandy intensywnie nawołują do zaniechania wszelkiej przemocy wobec dzieci. Tak, tych chcianych dzieci bić nie wolno, ale niechciane płody – które nawet nie są ludźmi – uśmiercać można. Ta logika jest dość prosta. Jeśli ojczym Kamila nie chciał go, a można domniemywać, że tak było, to dlaczego nie miałby pozbyć się tego rozrośniętego płodu?
Bezgraniczny utylitaryzm
Powyższe uwagi nie są tylko czczymi dywagacjami, ale w zasadzie odzwierciedlają myślenie, którym posługują się utylitarystycznie nastawieni etycy akademiccy. Na dziś stanowią oni główny, a z pewnością najbardziej wpływowy, nurt w tej dziedzinie badawczej. To samo “nie chciał go” jest według nich wystarczające, by zagłodzić starca, którego życie dla społeczeństwa i budżetu oznacza tylko koszty. Takie rzeczy są na co dzień praktykowane w choćby w brytyjskich szpitalach. To samo “nie chciał go” dotyczy terminalnie chorych, którym proponuje się eutanazję, jako ofertę fałszywego miłosierdzia. Jak wiadomo eutanazja, samobójstwo, jest zbrodnią popełnianą przez ludzi chorych przeważnie z poczucia osamotnienia i porzucenia przez rodzinę oraz społeczeństwo. Takie to jest zbrodnicze wynikanie. Jeśli kogoś się nie chce, to najlepiej żeby umarł.
W tym utylitarnym myśleniu każdy z nas w pewnych okolicznościach może stać się przerośniętym płodem, zlepkiem komórek. Zawężając jednak problem trzeba powiedzieć jedno. Promocja aborcji uczy społeczeństwa, że dzieci nie osobami, nie są ludźmi, ale należącymi do nas rzeczami, które możemy odrzuć, gdy staną się niewygodne. Według badań jakie przeprowadzono wśród belgijskich lekarzy wykonujących tzw. późne aborcje aż 89,1 proc. z nich opowiada się za legalizacją dzieciobójstwa. W opracowaniu tych badań zatytułowanym Healthcare professionals’ attitudes toward termination of pregnancy at viable stage i opublikowanym na łamach “Acta Obstetricia et Gynecologica Scandinavica” możemy przeczytać takie oto wnioski:
“Większość specjalistów podziela opinię, że należy zmienić prawo, aby ułatwić podejmowanie decyzji o zakończeniu życia noworodka w ciężkim stanie. Jest to kwestia, którą belgijscy ustawodawcy powinni zbadać”.
Zresztą za sprawą tzw. protokołu z Groningen już w pewnych przypadkach może się to dziać.
Jeśli twierdzi się, że rodzice mają coś na kształt prawa moralnego do dysponowania życiem dziecka nienarodzonego, trudno się dziwić, że część odbiorców tych treści uzna traktowanie porodu jako jakieś znaczącej cezury za arbitralną konwencję. W słynnym – i niesławnym – artykule After-birth Abortion: Why Should be Baby Live? opublikowanym w “Journal of Medical Ethics” (39/2013) A. Giubilini i F. Minerva pisali w taki oto sposób:
“Jeśli kryteria takie jak koszty (społeczne, psychologiczne, ekonomiczne) dla potencjalnych rodziców są wystarczającym powodem do przeprowadzenia aborcji nawet wtedy, gdy płód jest zdrowy, jeżeli status moralny noworodka jest taki sam jak płodu i jeżeli żaden z nich nie ma żadnej wartości moralnej z samej racji bycia potencjalną osobą, to te same powody, które uzasadniają aborcję, powinny również uzasadnić zabicie potencjalnej osoby, gdy znajduje się ona w stadium noworodkowym”
Wystarczy nie chcieć, by zabić
Cóż, widocznie ojczym Kamila uznał, że koszty jakie dla niego wynikały z pozostawania przy życiu syna jego żony były zbyt wielkie. A że Kamil nie był noworodkiem? Nie żartujmy, jakie to ma znaczenie? Mógł być przerośniętym płodem lub potencjalną osobą, w końcu miał dopiero osiem lat. Na pewno zaś nie był zdolny do samodzielnego życia. Nieważne. Ważne, że dorosły człowiek po prostu “nie chciał go”.
Ironicznie czekam zatem teraz, aż wszyscy zwolennicy zabijania dzieci zaczną w mediach społecznościowych umieszczać deklaracje “Jestem ojczymem Kamila”, “#metoo”, albo – i to chyba by było najlepsze – “Jestem za wyborem”. Dobranoc, dziękuję za uwagę. Naprawdę, skasujcie swoje konta.
Tomasz Rowiński