Pytanie czy tzw. “wojna polsko-polska”, której kolejna odsłona rozgrywa się na naszych oczach, jest rezultatem niedojrzałości polskich elit politycznych, czy tylko jednym z frontów wojny cywilizacyjnej, która toczy się we wszystkich krajach Zachodu, ma znaczenie fundamentalne. Jeśli bowiem nie jest to tylko efekt naszych domniemanych wad narodowych, lecz nieuchronna walka o wolność obywatelską i suwerenność narodową, o tradycję, o kulturę, o wzorce obyczajowe i wychowawcze, które zostały zakwestionowane we wszystkich krajach naszej cywilizacji, to trzeba poznać i zrozumieć mechanizm tego konfliktu i jego przyczyny, które znajdują się poza granicami naszego państwa. Niewielu jest autorów, którzy potrafią interpretować wydarzenia i zjawiska, które tę wojnę cywilizacyjną ilustrują, w sposób jednoznaczny i zgodny z prawdą.
Do wspomnianego wyżej grona należy z pewnością Douglas Murray, brytyjski publicysta, komentator polityczny, autor książek opisujących współczesne zjawiska społeczne i kulturowe w sposób rzetelny i niezależny od dominujących ośrodków kształtowania opinii w krajach Zachodu. O tym, że jest to postać nietuzinkowa, świadczy między innymi fakt, że jako zdeklarowany homoseksualista głosi poglądy konserwatywne, a jedna z jego publikacji nosi tytuł “Neokonserwatyzm: dlaczego jest nam potrzebny?”.
Napisana przez Murraya w 2019 roku książka “Szaleństwo tłumów. Gender, rasa, tożsamość” prezentuje analizy dotyczące seksualności, płci, rasy i technologii, czyli najbardziej spornych obszarów konfliktu cywilizacyjnego w państwach zachodnich. Na wstępie rodzi się pytanie: o jakim szaleństwie mówi autor książki? Zgodnie z przekonaniem pisarza: “Przeżywamy wielkie szaleństwo tłumów. Publicznie i prywatnie, online i poza siecią, ludzie zachowują się coraz bardziej irracjonalnie, jak rozgorączkowane stado i po prostu nieprzyjemnie. W codziennych wiadomościach możemy oglądać tego skutki. Wszędzie dostrzegamy objawy, jednak nie widzimy przyczyn”.
Narodziny szaleństwa
Droga do wspomnianego szaleństwa zaczęła się, gdy ludzie (a może elity?) Zachodu w XIX wieku odrzucili religię, a potem byli świadkami bankructwa świeckich ideologii, które miały ją zastąpić. Później przyszła reakcja rozczarowanych elit w postaci postmodernizmu, który przyniósł ludziom sceptycyzm, relatywizm i pustkę czasów postnowoczesnych. Życie nie znosi próżni i w jej miejsce przychodzą nowe idee i nowe interpretacje naszej przeszłości, modele lepszej przyszłości i moralności oraz interpretacje sensu życia wymyślone i promowane na uniwersyteckich kampusach. W ostatnich latach modne stało się szukanie go w nieustających wojnach z każdym, kto nie zgadza się z nowymi, niszowymi postulatami mniejszości oraz myśli o sprawach najważniejszych nie tak jak należy. Nie tak, jak mówi jedynie słuszna narracja.
Ogromną rolę w napędzaniu tego trendu odgrywają największe firmy technologiczne z branży IT, szczególnie Google, Twitter i Facebook, które kierują procesem zdobywania wiedzy, de facto także myślami, słowami i zachowaniami ogromnej liczby ludzi na świecie. Co gorsza działają w modelu biznesowym, który trafnie opisano jako oparty na gromadzeniu klientów którzy mogą dużo zapłacić za modyfikowanie zachowań ludzi.
Wspomniane wyżej wojny mają jeden wspólny cel, jeden wspólny punkt do którego prowadzą: świadomie lub nawet nieświadomie. Zdaniem Murraya chodzi o wprowadzenie do świadomości ludzi nowej metafizyki, nowej religii, która wyrasta ze znanych poprzednio najmroczniejszych obrzeży świata nauki. Te przekonania są atrakcyjne, bo obiecują lepszy świat, gdzie wszechogarniająca równość zapewni ludziom równe prawa do wszystkiego, co dla nich najważniejsze. A wszystko to dzięki nakazom, zakazom i omnipotencji państwa posłusznego prawidłom tej nowej, świeckiej religii. Analogie do zbrodniczych XX-wiecznych ideologii komunistycznych narzucają się niejako automatycznie.
CZYTAJ TAKŻE: Zniszczyć rodzinę! Rewolucja seksualna narzędziem marksistów
Wstecznictwo feministek
Książka Douglasa Murraya zawiera opis dziesiątek przykładów zdarzeń, które ilustrują proces narastania fali rewolucji, zmierzającej do zbudowania nowej utopii społecznej w oparciu o ideologię postępu i równości. Jednym z aspektów procesu, który autor prezentuje czytelnikom, jest coraz dalej idące ograniczanie wolności słowa i prawa do swobodnej debaty publicznej przez radykalne środowiska rewolucyjne. W jego opinii w Wielkiej Brytanii już funkcjonuje cenzura represyjna, która stopniowo zmienia się w cenzurę prewencyjną na poziomie redakcji i kierownictwa firm medialnych.
Jednym z jaskrawych przykładów tego procesu są przypadki stosowania represji wobec lewicowych dziennikarek-feministek, które jako zdeklarowane lesbijki protestowały przeciwko traktowaniu mężczyzn-transwestytów podających się za kobiety w taki sam sposób, jak “kobiety płci żeńskiej”. Jedna z nich pisała, że “Chirurgicznie skonstruowana pochwa i piersi wyhodowane na hormonach nie zmieniają mężczyzny w kobietę. (…) na razie prawo mówi, że aby znosić dyskryminację jako kobieta, trzeba być, hm… jednak kobietą”. Mimo że działo się to w roku 2002, już wówczas fala protestów ze strony aktywistów LGBT sprawiła, że redakcja zmusiła autorkę do opublikowania samokrytyki, a i tak przez następne lata jej publiczne występy były kontestowane przez lewicowych radykałów. Dochodziło nawet do przypadków, gdy rezygnowała z publicznych wystąpień z powodu wysyłanych na jej skrzynkę mailową dziesiątek gróźb zabicia lub zgwałcenia.
Inna feministka naraziła się w podobny sposób swoimi tekstami na łamach lewicowego “New Statesman”, a w odpowiedzi na ataki osób oskarżających ją o transfobię oznajmiła, że nie pozwoli się w ten sposób traktować, a to dziwne słowo jej nie obchodzi, bo w istocie nic nie oznacza. Fala hejtu w internecie spowodowała, że już po dwóch godzinach redakcja zmusiła ją do opublikowania samokrytyki i przeprosin. Zaszczuta przez osoby trans oraz inne osoby zarzucające jej największe podłości, ogłosiła, że wycofuje się z mediów społecznościowych. Jej przyjaciółka na łamach “The Observer” napisała, że jako kobiety mają prawo bronić swoich poglądów i “żadna hormonalna terapia tego nie zmieni”, a tym bardziej jakieś pouczenia i wyzwiska ze strony “k***sów w dziewczyńskich łaszkach”. Natychmiast została oskarżona o transfobię przez urzędniczkę brytyjskiego urzędu do spraw “równości”, która oznajmiła także, iż tekst dziennikarki był “obrzydliwym wymiotem fanatyka” i powinien zostać natychmiast zdjęty z łamów gazety, a dziennikarka powinna zostać wyrzucona z pracy. Redakcja zdjęła tekst i opublikowała przeprosiny. Kobieta, która wzywała do jej zwolnienia, otrzymała zaś dożywotnią synekurę w Izbie lordów
Podobny los jak opisane wyżej przypadki spotkał najsławniejszą chyba feministkę, autorkę książki “Kobiecy eunuch”, Germaine Greer, która w 1999 r. w książce “The Whole Woman” stwierdziła, że “nie można uznać za kobiety osób urodzonych jako mężczyźni” oraz, że stwierdzanie dystrofii płciowej u dzieci tylko na podstawie subiektywnej deklaracji nie ma żadnego sensu, bo “takiej narracji można się nauczyć i redagować ją dowolnie, jak zwykle redaguje się autobiografię”. Po kilkunastu latach od tej publikacji już sama zapowiedź jej wykładu o feminizmie została oprotestowana przez lewicowe organizacje studenckie, a Germaine Greer oświadczyła, że rezygnuje, mówiąc: “Mam siedemdziesiąt sześć lat i nie życzę sobie, żeby na mnie wrzeszczano i czymś we mnie ciskano. Mam to gdzieś. To nie jest znowu takie ciekawe i pożyteczne”. W studenckim piśmie na Uniwersytecie Cambridge, którego była niegdyś studentką, opublikowano tekst współczesnej studentki pt. “Germaine Greer nie można już nazwać feministką”.
CZYTAJ TAKŻE: Autorka “Harry’ego Pottera”? Nieznana. Polityczna poprawność osiąga Himalaje absurdu
Epidemia zaburzeń w przedszkolach
Obszerna lista przypadków opisywanych przez autora “Szaleństwa tłumów” dowodzi, że w krajach Zachodu rozwija się coraz gwałtowniej nieformalna cenzura w mediach i na wyższych uczelniach, a jednocześnie następują zmiany w ustawodawstwie, które w efekcie zablokują swobodną debatę w sprawach dotyczących moralności, obyczajów i polityki równościowej za pomocą sankcji karnych. W sprawach, które opisuje Murray, jak w soczewce widać wyraźnie, że stygmatyzowanie, wykluczenie, pogarda, nienawiść i agresja do ludzi o innych, czyli konserwatywnych poglądach stały się akceptowalną normą. Nie ma już miejsca na liberalną neutralność i tolerancję. Przekonała się o tym np. gospodyni domowa z Liverpoolu, która opłaciła billboard z tekstem definicji encyklopedycznej hasła “kobieta”: “rzeczownik, dorosły człowiek płci żeńskiej”. Pewien naukowiec doniósł na policję, że billboard jest symbolem, który zagraża osobom transgenderowym. W rezultacie kobieta została skazana na karę grzywny.
Zjawisko uzurpacji ideologicznej w tym obszarze autor opisuję także na podstawie konkretnych wydarzeń, które ilustrują te same mechanizmy. Dziewięcioletnia transwestytka zostaje modelką w firmie, która reklamuje modę LGBT i na nagraniu na swoim kanale YouTube mówi do innych dzieci: “Jak chcecie zostać transwestytą, a rodzice wam nie pozwalają, potrzeba wam nowych rodziców”. W szkołach dzieci są namawiane do zmiany płci przez nowe imiona, wybierania grup uprawiania sportu według płci, która im się aktualnie podoba, swobodnego wybierania pokoi na wycieczkach i obozach oraz nieinformowania rodziców o swoich decyzjach zmiany płci. “W jednej ze szkół polityka zachęcania do swobodnej zmiany płci spowodowała w ciągu 5 lat siedmiokrotny wzrost listy skierowań do klinik genderowych”. Równocześnie następuje radykalna zmiana obrazu transseksualizmu w przemyśle filmowym i w internecie, a wśród polityków i władz państwowych widać coraz większą skłonność do manifestowania coraz dalej idących ustępstw wobec środowisk LGBT i transseksualnych.
Promocja nowych, młodocianych gwiazd transseksualnych obejmuje już największe media i angażuje popularnych dziennikarzy i celebrytów. Typowym przykładem jest kariera 6-letniego Jennigsa, który – obecnie już jako kobieta – zarabia ogromne pieniądze w branży reklamowej i telewizyjnej. Coraz częściej także pracownicy służby zdrowia aktywnie wspierają tranzycję młodych ludzi oraz podejmują formalne zobowiązania, że “nigdy nie będą tłumić żadnych wyrazów niczyjej tożsamości płciowej”. Organizowane przez szkoły prezentacje i wykłady aktywistów LGBT zdaniem niektórych terapeutów prowadzą w efekcie do tego, że dzieci z naturalnymi w tym wieku zaburzeniami osobowości i kłopotami w adaptacji w grupie rówieśniczej dowiadują się, że zmiana płci rozwiąże ich problemy. Wątpliwości natury medycznej i psychologicznej w zakresie tranzycji płciowej są ignorowane lub eliminowane z debaty publicznej. Głosy krytyki są traktowane jako niebezpieczne i fałszywe, a więc zasługujące na wykasowanie” i napiętnowanie.
CZYTAJ TAKŻE: Aż o 19700% zaburzeń płci u dzieci więcej! Czy to już globalna epidemia? – dane z 10 krajów
Nowa społeczna moralność
Obietnice szczęśliwego życia i raju społecznej sprawiedliwości zawarte w narracjach genderowych i równościowych nie tworzą nowego konsensusu społecznego i lepszej wspólnoty, lecz wywołują nowe podziały i społeczne konflikty także we własnych szeregach. Przykładem są spory i konflikty wywołane udziałem transgenderowych mężczyzn w kobiecych dyscyplinach sportowych. Szczególnie jaskrawym przypadkiem są dyscypliny takie jak boks, judo, karate itp. Murray zwraca uwagę że “Jedno z przykazań nie tylko feminizmu, ale każdego przyzwoitego cywilizowanego społeczeństwa zakazuje mężczyznom bić kobiety. Po czym świat ignoruje odkrycie, że w wielu sportach kontaktowych osoby urodzone jako mężczyźni systematycznie biją kobiety”. Żadne argumenty endokrynologów i specjalistów z innych dziedzin, potwierdzające oczywistą dla ludzi prawdę o naturalnej przewadze fizycznej mężczyzn nad kobietami, nie powstrzymały apostołów genderyzmu przed wspieraniem tej nieuczciwej rywalizacji w sporcie.
Analizując w książce cztery najczęściej poruszane w naszych społeczeństwach problemy, Murray wskazuje, że stały się one w krajach Zachodu podstawą nowej moralności społecznej: “Mówienie o ciężkim losie kobiet, gejów, osób o różnym pochodzeniu etnicznym i transseksualistów jest sposobem okazywania nie tylko współczucia, ale i nowej formy moralności. Tak wygląda praktykowanie nowej religii (…). Walka o te problemy i wspieranie ich sprawy stało się sposobem pokazania, że jest się dobrym człowiekiem”.
W części książki dotyczącej narracji równościowej w sferze konfliktów rasowych Murray przytacza jako modelowy przykład myślenia o ofiarach rasizmu postulaty Związku Czarnych Studentów z 2017 roku: “Przeszkolenie wykładowców z systemów władzy i uprzywilejowania”, zwiększenie inwestycji i finansowanie czarnoskórych, których bezpośrednio dotknęły “afrykański Holocaust” i “amerykański faszyzm”, przy czym zaznaczyli, że chodzi im tylko o potomków niewolników, a nie tych z nowej emigracji. Tak wygląda polityka równościowa w praktyce.
CZYTAJ TAKŻE: Lewicowy terroryzm w natarciu. Szymon Marciniak przegrywa
Dyskryminacja fantomowa?
Murray stawia jasno pytanie: “A jeśli ludzie nie są ciemiężeni?”. Ludzie, którzy nieustannie wołają o sprawiedliwe traktowanie według wymyślanych przez nich wciąż na nowo, kolejnych kryteriów sprawiedliwości. “Może zamiast wyszukiwania i dostrzegania wszędzie opresji zaczęlibyśmy szukać wyjścia z labiryntu, zwracając uwagę na rozmaite grupy “ofiar”, które wcale nie są uciskane, a może nawet są lepiej traktowane od innych”. Autor wskazuje, iż konkretne badania dowiodły, że geje i lesbijki zarabiają przeciętnie więcej od osób heteroseksualnych na tych samych stanowiskach. Zwraca przy tym uwagę, że, nie mając dzieci, mogą więcej czasu poświęcać na pracę oraz wydawać więcej pieniędzy na życiowe przyjemności i atrakcje. Czy to znaczy, że heteroseksualiści doznają niesprawiedliwości w pracy? Czy homoseksualiści powinni zrobić im “więcej miejsca”?
Podobnie jest w przypadku średnich dochodów w USA, gdzie wskazuje się że Latynosi i Afroamerykanie zarabiają średnio mniej niż biali. Ale najwięcej zarabiają Azjaci, wyprzedzając białych obywateli USA. Czy należy wprowadzić kolejne prawne limity równościowe, aby wynagrodzić białym tę niesprawiedliwość? To paradoksy niemożliwe do sensownego rozwiązania, ale za to dobrze pokazujące istotną cechę nowej ideologi, czyli kolektywizm i omnipotencję państwa, które rozwiąże każdy problem. Do tego trzeba dodać chaos pojęciowy i fałszywe stereotypy powielane na uczelniach i w mediach.
W Wielkiej Brytanii badania opinii publicznej wykazały, że 70% ankietowanych jest przekonanych, że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni z powodu dyskryminacji płciowej, mimo że prawny zakaz stosowania mniejszej stawki dla kobiet za te same czynności istnieje od 1970 r., statystyczne zróżnicowania wynikają z innej struktury uprawianych zawodów. Jednocześnie 67% badanych było zdania, że feminizm zaszedł za daleko i nie powinien już posuwać się dalej. “To zestawienie może stać się symbolem dezorientacji naszych czasów. Widzimy wyzysk tam, gdzie go nie ma i nie mamy pojęcia jak nań reagować” – pisze Murray.
CZYTAJ TAKŻE: Wolność słowa czy dyskryminacja? Ł. Warzecha o antykatolickiej narracji
Każdy chce być uciskany
Coraz częściej jesteśmy świadkami konfliktów między grupami rywalizującymi o status uciskanych. Zazwyczaj chodzi o pieniądze, o status społeczny, o prestiż i poczucie wartości wynikające nie z pracy własnej czy realnych zasług, ale z urodzenia, z samopoczucia, z deklarowanej tożsamości. Do tego są włączane coraz dalej idące postulaty i żądania, jak np. prawo do swobodnego wejścia z ideologicznym przekazem do szkół, ograniczanie wolności słowa w mediach, narzucanie światopoglądu w instytucjach edukacyjnych i kulturalnych oraz ingerencja w działalność przedsiębiorców.
Murray cytuje jedną z najbardziej popularnych w USA feministek. Camille Paglia stwierdziła: “ideologia feministyczna nigdy uczciwie nie zajęła się rolą matki w życiu człowieka. Prezentowana przez nią wizja dziejów jako połączenia męskiego ucisku i kobiecych ofiar jest jest poważnym wypaczeniem faktów”. Paglia jednocześnie zwraca uwagę, że “wśród celebrytek feminizmu przeważają kobiety bezdzietne, a cały ten ruch społeczny ignorował naturalny związek kobiety z naturą jako procesem rozmnażania. W ten sposób w epoce kobiety pracującej doszło do umniejszania i dewaluacji roli macierzyństwa”. Do tego pojawiły się stereotypy wskazujące, że posiadanie dzieci jest nieopłacalne finansowo oraz, że zamyka szansę na realizację swoich osobistych aspiracji, marzeń i pasji życiowych. Kobiety nie muszą już rodzić dzieci, więc łatwiej im szukać innych rodzajów sensu i celu życia.
Jednakże Douglas Murray zwraca uwagę, że ta reorientacja celu łatwo może przybrać postać braku celu jako zasady konstytutywnej w życiu wyzwolonej kobiety. Jako przykład alternatywy światopoglądowej cytuje pisarza Wendella Berry’ego: “Wszystkich nas coś musi wykorzystać (użyć). I chociaż nigdy nie będę matką, cieszę się, że zostaję wykorzystany do macierzyństwa i związanych z nim spraw, gdy przez większą część czasu z chęcią przynależę do żony, dzieci i kilku sztuk bydła, owiec i koni. Właściwie jak lepiej można dać się wykorzystać?”. Czyż nie lepiej myśleć o życiu i macierzyństwie w taki sposób? W duchu miłości i wybaczenia, a nie nieustających pretensji i chciwości?
CZYTAJ TAKŻE: Jestem feministką! O nowym feminizmie wg św. Jana Pawła II – Lidia Sankowska-Grabczuk
Zachęta do szaleństwa jednostek
Murray stawia przed nami także podstawowe pytanie o powszechne dziś na Zachodzie oceny negatywne poziomu tolerancji w krajach Zachodu. Właściwie na czym są one oparte? W porównaniu do czego są one formułowane? Do jakiego historycznego pierwowzoru się odnoszą? Do jakiej rzeczywistości, która istniała w naszych dziejach? Okazuje się, że oceny te odnoszą się do wyobrażonej i zmieniającej się utopii. Świata seksualnej i rasowej tolerancji. Bezwzględnej, powszechnej i totalnej, która nigdy i nigdzie nie istniała. Ten irracjonalny pierwiastek łączy bardzo wyraźnie utopie rewolucji francuskiej, bolszewickiej, chińskiej, Kambodży i całej reszty mniejszych i zapomnianych cmentarzysk ofiar utopii, którą przy pomocy państwowego terroru aktywiści wprowadzali w życie bez żadnych hamulców moralnych. Podobnie wygląda również to, co chcą oni nazywać nauką, a co w istocie przypomina raczej czarodziejskie zaklęcia.
Współczesna kultura bycia ofiarą jest zaprzeczeniem ideałów naszej cywilizacji, gdzie naturalna była świadomość, że każdy może prędzej czy później stać się ofiarą nieszczęścia lub niesprawiedliwości. I dlatego ceniona była postawa wstrzemięźliwości, powściągliwości w okazywaniu czy manifestowaniu faktu bycia ofiarą, bo było to naturalną częścią życia każdego człowieka. I nikt nie mógł czuć się lepszy z tego powodu od innych, ani oczekiwać z tego tytułu przywilejów.
Dziś bycie ofiarą może być opłacalne i przynosić prestiż społeczny. To działa jak automat i grzechy, i wady ludzi, którzy uważają się za ofiary, przestają mieć znaczenie i zostają usprawiedliwione automatycznie. Prosty fakt, że domniemana ofiara nie musi mieć racji, że może być niemiła lub agresywna, niekoniecznie zasługuje na pochwały, a czasami w ogóle nie zasługuje na miano ofiary, zostaje unieważniony z definicji. Dyskusja na ten temat jest traktowana jako bluźnierstwo. Ci, którzy żyją z tego by tropić niesprawiedliwość społeczną, będą nieustannie mnożyć kolejne obszary domniemanych krzywd oraz coraz bardziej irracjonalne lub szalone projekty ich naprawiania, bo dzięki temu zachowają swoje dobrze płatne posady i poczucie własnej wartości. Tak będzie do chwili, gdy okaże się w sposób jawny dla wszystkich, że te pozorne rozwiązania problemów “są tylko zachętą do szaleństwa jednostek i społeczeństwa jako całości na wielką i kosztowną skalę”.
Przeczytaj. Podaj dalej.
CZYTAJ TAKŻE: “Kino NIE-letnie”: „Wojna o dzieci”– seksualny kolonializm ideologiczny
OGLĄDAJ TAKŻE: