Nastoletnie “mall rats”, czyli o walce konsumenta z człowiekiem

Co tak przyciąga nastolatków do galerii handlowych? Jakich metod używano, aby ograniczyć ich „pielgrzymki” przed szkołą , zamiast szkoły i po szkole? Czym charakteryzują się „spacerowicze”, „zadaniowicze”, „szczury” i „mall junkies”? Czy galerie handlowe to tylko wygoda, czy coś jeszcze? Czy „kupowalnie” świadczą o tym, że to konsumpcja jest naczelną wartością naszej cywilizacji? Co wreszcie zrobić, żeby nie wychowywać „dziecka-materialisty”?

Dlaczego nastolatki tak lubią centra handlowe?

„To była moja biblioteka, moja lodówka, miejsce do medytacji, kiedy byłem przygnębiony i [miejsce] radosne, kiedy czułem się dobrze” – wspomina jeden z „teen mall rats”, czyli przesiadujących w galeriach nastolatków. „Zawsze było coś pięknego (i zen?) w zwiedzaniu g***ianego centrum handlowego jako 17-latek, który miał czas do wykorzystania i 15 dolców w tylnej kieszeni” – dodaje kolejny.

Doszło nawet do tego, że amerykańscy harcerze urządzali zbiórki w tych przybytkach konsumpcji, a sprawności zdobywano przez zamknięcie na noc w budynku i tego rodzaju szkołę przetrwania – donosi Atlantic. „Nastolatki plotkują i komentują innych klientów, tworząc intymną bańkę drwin i poniżeń w białym szumie innych rozmów i muzyki w centrum handlowym” – pisze portal LIT HUb.com i zwraca uwagę, że wyjście do galerii jest dzisiaj wręcz rodzajem swego rodzaju inicjacji.

CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko Galeria Posnania. Kiedy ktoś zajmie się nastolatkami wałęsającymi się po galeriach?

Galeria czy „kupowalnia”?

Galeria przyciąga ich niczym magnes. Nastolatki i dzieciaki bez mrugnięcia okiem, precyzyjnie rozpoznają, gdzie bije serce naszej kultury. Kultury wszechobecnej konsumpcji, kultury coraz bardziej pustej, nieumiejącej, niechcącej podsuwać propozycje sensu życia, które wiodły z sukcesem poprzednie pokolenia.

„Dla wygłodniałych konsumpcyjnie Polaków, pamiętających czasy komunizmu, błyszczące budynki ze szkła i stali wciąż są jak błyskotka i magnes. Nieliczni pytają, co przy okazji tracimy. Co mogłoby powstać zamiast ‘galerii’, które snobują się na sztukę zapożyczoną sztucznie nazwą? Może właściwsza byłaby nazwa „kupowalnie”? – pisałam kiedyś w jednym ze swoich artykułów. To tu się umawia, tu się gromadzi, tu ucieka z domów współczesna młodzież. Stary problem galerianek, czyli dziewcząt, które szukały seksu za ciuchy, także nie wygasł. Kościoły w galeriach to nowe pomysły, które są próbą odzyskiwania tej przestrzeni i jakiejś formy jej humanizacji (przykłady z Warszawy i Poznania).

“Jesteśmy spod Poznania. Często tu przyjeżdżamy, a dziś przyjechaliśmy specjalnie, by zobaczyć te straszne rzeczy” – mówią Zofia, Julia, Piotr i Witold cytowani przez “Gazetę Wyborczą” w artykule na temat Galerii Posnania po wybuchu doniesień o rozgrywających się tam ekscesach. Rozmówcy “Wyborczej” potwierdzają tylko, że galerie są celem rodzinnych i przyjacielskich “pielgrzymek”.

CZYTAJ TAKŻE: “Gazeto Wyborcza”, doucz się! Tak, inwestowanie w rodzinę zapobiega przestępstwom!

Galerie niczym współczesne świątynie luksusu i wygody

Centralne miejsca w galeriach przypominają rzymskie atrium – z fontannami i wygodnymi kanapami, ozdobione instalacjami czy rzeźbami. O ile jednak antyczne agory (bo takiego podobieństwa także można się doszukać) były miejscem nie tylko wymiany handlowej, ale także dysput filozoficznych, galerie handlowe, pomimo dodatkowych, okazjonalnych imprez, sprzedają nam płytką konsumpcję. Nie sprzyjają bynajmniej wymianie myśli, nie są także (wbrew temu, co sugeruje nazwa) przybytkami obcowania ze sztuką.

Czy zastanawialiście się Państwo nad sensem używania słowa „galeria” w kontekście robienia zakupów? Niedługo, jeśli obetniemy drugi człon, słowo „galeria” nie będzie kojarzyło się już z eksponowaniem sztuki, ale wyłącznie z robieniem zakupów. W którym miejscu jest zresztą więcej odwiedzających: w galerii handlowej czy galerii sztuki? – to pytanie retoryczne, na które chyba wszyscy znamy odpowiedź.

CZYTAJ TAKŻE: Dobra sztuka zaczyna się od… definicji sztuki. Za co płacimy artystom?

Poskramianie nastolatków. Te metody się sprawdziły…

W Wielkiej Brytanii zastosowano jako odstraszacz specjalne niebieskie światło, które bardziej uwidaczniało trądzik i zaczerwienienia na skórze. Skutecznym odstraszaczem młodzieży (niestety, bo to smutna wiadomość) okazała się też muzyka klasyczna. W USA sięgnięto po jeszcze inną metodę: wdrożono prawny zakaz wstępu do galerii handlowych dla osób do 16 roku życia pozbawionych opieki osoby dorosłej. Bowiem już na początku popularności malli (galerii), zauważono najazdy znudzonej młodzieży. „Młodzież przychodziła przed szkołą, po szkole i zamiast szkoły, przesiadując całe dnie i nic nie kupując”. To dla niej zaczęto w USA ustawiać automaty do gry.

Ponieważ grupy włóczących się bez celu nastolatków oraz niepracujących studentów czasami dopuszczały się aktów wandalizmu lub po prostu zaczepiały „porządne fashionerki”, począwszy od 1996 roku, wzorem Mall of America w Bloomington, wprowadzano w kolejnych centrach amerykańskich obowiązek obecności z młodym człowiekiem rodzica lub osoby powyżej 21 r.ż. W 2010 r. prawo to obowiązywało już w 66 galeriach handlowych (tylko w weekendy lub w ciągu tygodnia) – pisał portal ABC News w artykule zatytułowanym: „New Policies Exterminating Teen Mall Rats” (“Nowe metody eksterminacji nastoletnich szczurów galeriowych”). Wprowadzono także rodzaj „godziny policyjnej” dla nastolatków, np. po godz.18 byli oni wypraszani – donosiła strona The Time, podając przykład Mayfair Mall na przedmieściach Milwaukee.

„W miarę jak coraz więcej dzieci gromadzi się w centrach handlowych, chodniki są blokowane, starsi klienci potrącani, a wózki przewracane (…). – Ludzie po prostu tam przesiadują i robią głupie rzeczy, a my musimy za to płacić” – mówi 17-letni Jordan Keinert o nowej polityce Mayfair” – czytamy we wspomnianym artykule.

CZYTAJ TAKŻE: Skala terroryzmu ciągle jest ogromna. Czy polskie rodziny mogą spać spokojnie?

Rodzina z galerii”

16-letni George przyznaje, że spędzał w galerii handlowej nawet 6 godzin dziennie, po prostu chodząc, rozglądając się dokoła – podaje materiał pt. „Self-proclaimed ‘mallrats’: Homeless teens in San Diego 1989” (“Sami siebie nazwali ‘szczurami galeriowymi’. Bezdomne nastolatki w San Diego 1989 r.”) jeszcze z 1989 roku. Tak, te dzieciaki (a przynajmniej ich część) rzeczywiście były bezdomne, ale nastolatki coraz częściej tworzą „rodzinę z galerii”, pomimo że mają własne domy. Kiedy zamyka się galerie, całego grupy nastolatków przenoszą się na parking. To oczywiście pewna skrajność, ale bardzo pouczająca.

Gdzie są rodzice? – ktoś zapyta. Dlaczego na to pozwalają? Dlaczego tak bezrefleksyjnie podchodzą do stosowania galerii handlowej jako środka wychowawczego. Wszak na polu wychowania nie ma ziemi niczyjej, a za każdą decyzją stoją jakieś ideały (lub antyideały), nawet jeśli wybierane nieświadomie. Z pewnością moda, aby zwłaszcza w mniejszych miastach urządzać niedzielne wypady z rodziną do galerii ot tak sobie, tylko potęguje wypieranie bardziej pozytywnych wzorów i aktywności wychowawczych. Młodzieży trzeba mądrze zorganizować czas i zaproponować jej wartościowe formy rozrywki, rozwoju i identyfikacji grupowej. Sport, wspólnoty kościelne, duszpasterstwa akademickie i młodzieżowe, harcerstwo, grupy hobbystyczne, rekonstrukcyjne – to nie tylko antidotum na nudę, ale także miejsca formacji charakteru.

CZYTAJ TAKŻE: Dość utrwalania patologii! Przywróćmy klasyczne wychowanie

Spacerowicze, zadaniowicze, szczury i mall junkies

Grzegorz Makowski (dane z książki „Świątynia konsumpcji”) po przeprowadzeniu badań w Galerii Mokotów (2003 rok, 174 godziny obserwacji + ankiety) wyróżnił 4 typy bywalców w galeriach: spacerowicze, zadaniowicze, szczury i mall junkies. “Szczury” to głównie młodzież, która ucieka od szkoły czy wędruje wśród witryn dla zabicia czasu. Także wśród spacerowiczów jest sporo młodzieży. Spacerowicze spędzają w galerii średnio 160 minut i wydają 280 zł. Choć przyszli tylko pooglądać i poprzymierzać, tracą poczucie czasu (średnio klienci spędzają w galerii “jedynie” 118 minut, „zadaniowicze” wydawali tylko 148 zł). „Mall junkies” (dosłownie „galeryjne ćpuny”) to zaś osoby, które często nie mogą żyć bez galerii. Powstała nawet komedia pod znaczącym tytułem „Mallrats”. Tego typu obserwacje pochodzą także z Czech, jak ujął to tamtejszy projekt badawczy nt. aktywności czasu wolnego nastolatków. „Mall junkies” to wręcz rodzaj nowej tożsamości dla młodzieży, gdzie jest ona „uwieszona” i przyspawana do kina, fast-foodów i kawiarni (“The Czech „mall junkies“: qualitative methods and their use in the geography of children and youth“).

„Większość ankietowanych (60%) stwierdziła, że lubi odwiedzać obiekty handlowe, nawet nie mając potrzeby dokonywania zakupów, a jedynie po to, by spędzić czas z przyjaciółmi” – zauważają autorzy raportu ekonomicznego, odnotowując nawyki najmłodszego pokolenia „Z”. „Ważne są dla nich doświadczenia, emocje i przeżycia, których doświadczają w świecie rzeczywistym” – pocieszają się właściciele, oferując coraz bogatszy wachlarz usług w strefie relaksu czy coraz szerszą ofertę dla „foodies”, tj. poszukiwaczy nowych smaków (Raport „Rynek obiektów handlowych w Polsce – raport za I półrocze 2023r.”, s.10). Czy polskie „Pełzające nastolatki w Lidlu i Biedronce” to tylko nowy wykwit tego samego zjawiska, tylko w innej skali?

CZYTAJ TAKŻE: Katastrofa demograficzna? Pokonajmy samotność młodych i odróbmy czeską lekcję

Materialistyczne dzieci

Galerie handlowe skupiają wręcz życie społeczne. Nie jest jednak dobrze, aby młodzież stała się jedynie łatwym łupem „odkurzaczy pieniędzy”. Socjolog Merry White w swojej książce „ Material child” (“Dziecko-materialista”) podaje, że robienie zakupów to ulubiona rozrywka japońskich nastolatków. Czyż w Polsce budowa galerii handlowych na terenach dużych osiedli mieszkaniowych nie powinna być zakazana lub chociaż ograniczana? Tak, potrzebujemy sklepów, ale „ludzkich” sklepów.

Jaki jest sens budowania olbrzymiej galerii handlowej w środku osiedla mieszkaniowego, gdzie w pobliżu funkcjonuje 7 szkół podstawowych (wliczając prywatne), nie ma domu kultury, boisk sportowych, kina czy teatru? Rezultat jest/był do przewidzenia. Dopiero kilkuletnia walka na różnych poziomach samorządu i urzędów i głośne protesty mieszkańców na jednym z warszawskich osiedli sprawiły, że dotychczasowy inwestor zmienił plany. Pierwsze amerykańskie malle były lokalizowane poza miastami, w Polsce kindermarketing ma się świetnie.

CZYTAJ TAKŻE: “Lektury domowe”: Daj się wypluć z trzewi Lewiatana. Jak pokonać uzależnienie od ekranów?

Od 2013 roku powierzchnia WOH niemal się podwoiła!

W Polsce jeszcze w 2013 roku istniało blisko 400 galerii handlowych o pow. 8,5 mln km2, 58% z nich znajdowało się w największych aglomeracjach. W samej Warszawie stwierdzono ich niedobór, choć działało tu 58 tzw. WOH, czyli wielkopowierzchniowych galerii handlowych o pow. powyżej 2 tys.m2 (oraz 12 w okolicach stolicy, jak podaje raport „Retail Research Forum” Polskiej Rady Centrów Handlowych za I poł. 2013 roku).

Od 2013 roku powierzchnia tego typu obiektów niemal podwoiła się. W 1 poł. 2023 r. wynosiła ponad 13 mln m2, a nastąpił tu rok do roku wzrost o 149 tys. m2 (12 nowych obiektów handlowych plus 6 rozbudowywanych/modernizowanych). „Obroty najemców w centrach handlowych wzrosły o 9,2%” w 2023 roku” – czytam na stronie PRCH. Raporty posługują się wskaźnikami nasycenia powierzchnią handlową (obecnie średnio 347 m2 na 100 tys. mieszkańców, która jednak w dużych miastach już teraz jest podwójnie wysoka, wynosząc 678 m2 na 100 tys. mieszkańców). Analizuje się także skrupulatnie siłę nabywczą i roczne stopy zwrotu. Najlepiej zarabia się na rozrywce i sektorze żywieniowym (skumulowana zmiana obrotów wynosi odpowiednio 27,43% i 23,9%). No dobrze, a gdzie w tym wszystkim jest człowiek, a nie konsument?

CZYTAJ TAKŻE: Czym jest Encyklopedia Antykultury? Wyjaśnia Jakub Zgierski

Defragmentaryzacja rodzin i miast

„Od czasu powstania pierwszego domu handlowego Bom Marche w Paryżu (1852), poprzez XIX wiek, kiedy amerykańskie domy towarowe: A.T. Stewart czy Wannamaker stały się największymi importerami i pracodawcami w USA, aż do największego, współczesnego shopping malla na świecie: Edmonton West Mall w Kanadzie o pow. 570 tys.m2 z parkiem wodnym, lodowiskiem, teatrami, parkiem morskim (ze zwierzętami) i parkiem linowym oraz repliką statku Santa Maria – centra handlowe stały się symbolami globalizacji. Rozrastając się i multiplikując coraz bardziej należą jednak do sfery pasożytów miasta niż sfery budowania prestiżu. Galerie handlowe wspierają także defragmentaryzację i dysfunkcjonalność miasta, doprowadzając często do upadków historycznych centrów miast lub ich okolic” – pisałam onegdaj. Niestety, wciąż oferują przy tym tak zwaną rozrywkę popularną, a nie kulturę wysoką typu teatr, filharmonia, muzeum, galeria (tym razem obrazów).

Galerie handlowe, czyli „kupowalnie” dwoją się i troją, aby przyciągnąć klientów, takie ich prawo. Zakupy gdzieś musimy robić. Ale jeśli władze miasta będą kierować się tylko kryterium zysku ekonomicznego, a nie całkowitą wizją rozwoju miasta, nie dostrzegając antywychowawczej często funkcji tego typu obiektów – miasta będą same, na własne życzenie, pozbawiać się kapitału społecznego. Twórczość, intelektualny ferment i budowanie więzi i kontaktów – to naturalny kapitał miasta. Jeśli nie włożymy wysiłku, aby przyuczyć dzieci do chodzenia do prawdziwych przybytków sztuki i nie zachowamy właściwych proporcji między czasem bardziej i mniej wartościowym dla rodziny, sami siebie wpisujemy wyłącznie w rolę klientów i okradamy własne rodziny. Wybór należy do nas.

Klient nam się zestarzał”?

W latach 2004-2014 według banku inwestycyjnego Pipper Jeffrey w USA zaobserwowano 30% spadek obecności nastolatków w amerykańskich galeriach handlowych. Jakie trendy utrzymają się w Polsce? „Klient nam się zestarzał” – narzekają właściciele polskich centrów handlowych i stwierdzają, że zmalała liczba klientów poniżej 24 roku życia, a wzrosła powyżej 40 (wspominane dane za 2023 rok). Czy to oznacza odwrót nastolatków od centrów handlowych i wzrost np. rynku e-commerce? Czy to także kwestia „wsysania” młodzieży przez Internet? Doniesienia z Poznania i Posnanii pokazują, że jest jeszcze o co się bić. Cóż, są też tacy, którzy wobec przemijającej mody na centra handlowe i spadku sprzedaży oraz wraz z wyburzaniem ogromnych mas betonu i szkła w USA (tak, u nas też trzeba przewidzieć ten etap!) czule wspominają „kultowego hot-doga na patyku”. Szkoda, że tylko tego rodzaju wspomnienia znamionują młodość.

ZOBACZ CAŁY FELIETON AGNIESZKI MARIANOWICZ-SZCZYGIEŁ: